Popkulturalni masochiści


Myślę, że to akt masochizmu. Kontakt z popkulturą, która powoduje, że płaczemy, przeżywamy wydarzenia jakby były prawdziwe i denerwujemy się - to dość krzywdzące, nie sądzicie?  Niestety - a może stety - takie twory kultury najbardziej zapadają nam w pamięć.

Przyznajmy się - jesteśmy masochistami. Niektórzy uwielbiają się bać, więc aby poczuć ten dreszczyk emocji włączają horrory. I chociaż osobiście nienawidzę horrorów (właśnie przez to, że nie lubię się bać), to znajdzie się gro osób, dla których taka forma rozrywki jest idealna. Rozmyślnie staram się unikać tworów, które sprawią, że będę się bać albo płakać, jednak nie zawsze jest to możliwe. Na przykład nie wiedziałam, że będę rozpaczać, grając w Dragon Age: Inkwizycję

Uparcie to w brniemy

Gdy rozpoczęłam rozgrywkę nie sądziłam, że rozmowy z jajogłowym elfem wpędzą mnie do grobu. No dobrze, nie zrobiły tego dosłownie, ale i tak nieświadomie wpadłam w pułapkę zwaną w fandomie "Solavellan Hell". I prawdą jest, że nie da się z tego wyjść. Mimo że zaspoilerowałam sobie wszystko, co tylko się dało dotyczące tego wątku już niemal na początku gry, to nie odcięłam się od tej linii fabularnej. Dalej uparcie, wytrwale brnęłam w historię Solasa i Lavellan, prawdopodobnie tylko po to, aby obrażać komputer w trakcie rozgrywki (dziw, że rodzice nie posłali mnie do psychiatry).

Jednak: do czego zmierzam? Chodzi o to, że mimo świadomości, że pewien film, książka, gra, serial będzie smutny albo straszny - to i tak postanawiamy w to zabrnąć. Zaczynamy oglądać horror mimo świadomości, że będziemy się bać. Oglądamy coś smutnego mimo wiedzy, że będziemy rozpaczać. Zamiast wycofać się, gdy zostaniemy uświadomieni, że "to się nie skończy dobrze". 

Katujemy się tym

Wspomniałam, że zaspoilerowałam sobie wszystko, co tylko się dało, prawda? To oznacza, że w akcie jakiegoś zaburzenia rozsądnego myślenia - przeszukałam pół internetu. Obejrzałam mnóstwo fanvidów, poczytałam fanowskie teorie, posłuchałam wywiadu z twórcami gry, przejrzałam fanarty - bardzo dużo fanartów.

Bo wiecie, to jest zabawne. Jak już coś się skończy, to de facto możemy po prostu odpuścić. Zapomnieć, że coś takiego się wydarzyło. Jednak czasami historia, mimo że łamie serce, jest tak uzależniająca, że nie można ot tak o niej nie myśleć. A skoro już o tym myślimy, to szukamy informacji o innych osobach, które też przepadły w otchłaniach popkulturalnego masochizmu. W ten sposób trafiamy na uzdolnionych ludzi, którzy tworza fanarty, komiksy, filmiki fanowskie, piosenki. Znajdujemy fajne ciekawostki, smaczki, które twórcy ukryli przed nami. Niektórzy sięgną do fanficków. No i co? No, katujemy się dalej.


Kac

Trylogię Z mgły zrodzonego pochłonęłam niezwykle szybko. Wciągnęłam się, pokochałam postacie i liczyłam na szczęśliwe zakończenie. Ha, ha, ha... Ostatnie strony Bohatera wieków czytałam zapłakana, zasmarkana, a moja mama dopytywała, czy wszystko w porządku. "Nie jest w porządku, ta książka jest smutna!". No i sobie cierpiałam. A potem przez następne kilka dni nie umiałam dojśc do siebie. Bo... jak to?

Znacie to uczucie, prawda? No, nie kłamać mi tam, wiem, że znacie. Kac książkowy. Kac serialowy. Kac filmowy. Kac growy. Stan otumanienia, kiedy nie można sięgnąć po kolejny twór popkultury, ponieważ dalej jest się w świecie tego poprzedniego. Jest się tam małą kulką, która cierpi i będzie się katować... Ehh, po prostu "patrz punkt wyżej". Kac dopada prędzej czy później. I jeżeli jeszcze nie znacie tego uczucia, to... z jednej strony zazdroszczę, a z drugiej, u mnie kac książkowy wiąże się z faktem, że ta powieść była naprawdę dobra.


No własnie, te powyższe podpunkty są - choć dziwnie to brzmi - pozytywne. Jakby na to nie spojrzeć, to fakt, że dany twór popkultury sprawił, że niejako "cierpimy" często łączy się z tym, że to coś było niezłe. Twórca był na tyle dobry, że udało mu się wywołać w odbiorcy emocje, doprowadził go do płaczu, sprawił, że ta osoba nie może wyrwać się z wykreowanego przez niego świata. To w gruncie rzeczy niesamowite. Jednak jest pewna forma masochizmu...

Shejtować

Zaczynam czytać książkę. Po pięćdziesięciu stronach ja po prostu wiem, że to będzie ZŁE. Fabuła jest okropna, postacie kiepskie, a styl autora pozostawia wiele do życzenia. Ale jednak - czytam dalej. Czytam, niemal przeklinam, niemal mam ochotę walić głową o ścianę. A jednak dalej w to brnę. Dlaczego? Bo gdy coś dokończysz, to możesz z radością hejtować.

Wychodzę z założenia, że w pełni można skrytykować dany twór kultury dopiero w sytuacji, gdy przebrnie się przez jego całość. Dopiero wtedy można usiąść i wytykać błędy. I niestety, zdarza mi się to. Jest to masochizm, który daje radość dopiero na sam koniec, kiedy wyrzucę z siebie całą frustrację, wytknę każdy, najmniejszy błąd. Wtedy czuję się spokojna. A jednak - mogłam w to od początku nie brnąć, mogłam porzucić tę książkę na początku i wyrzucić ją z pamięci. Ale nie! Niektóre słabe powieści zapamiętam do końca życia - niestety. 

Jesteśmy popkulturalnymi masochistami, ponieważ sięgamy i czerpiemy satysfakcję z tworów, które sprawiają, że się boimy, że jest nam smutno, że nie umiem się wyrwać.

A wy? Jesteście popkulturalnymi masochistami? Jeżeli tak, to jakie książki/filmy/seriale/gry sprawiły, że mocno przeżywaliście przedstawione wydarzenia?

Komentarze

  1. Hahaha, ja też grałam elfką i miałam romans z Solasem :D Też zaspoilerowałam sobie zanim przeszłam do końca a mimo to tak jak ty brnęłam w to! Kocham Dragon Age, moja postać w komiksie wygląda jak Fenris z DA II. Nawet podobny charakter ma. To akurat był zbieg okoliczności. Tak samo jak grałam w Mass Effect. Miałam romans z Thane Krios który czy chcesz czy nie zawsze umiera ale kosmita jest mega i nie umiem się powstrzymać. Grając w DA Origin jak Alistair ze mną zerwał by zostać królem aż serducho mnie zabolało i mężowi mówiłam że "chłopak mnie rzucił" :D hahaha
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie (jeśli lubisz komiksy)
    http://lomcia.hol.es/ - sama je rysuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja zawsze kręciłam się dookoła elfów - Zevran, Fenris, Solas. Miło, że w końcu ktoś rozumie ten ból, gdy w grach dzieją się takie dramatyczne sceny zerwań. Potem niektórzy spoza fanów mogą myśleć, że w tej grze rozchodzi się tylko o kwestię romansu. A to nieprawda!

      Usuń
  2. Ja sama lubię oglądać horrory, mimo tego że ich się boję. Jednak u mnie zaczęło się od tego, ze miałam lekkie załamanie i chciałam jakimiś innymi emocjami je zastąpić, a że radość nie wchodziła w grę, wzięłam jej przeciwieństwo. Jednak teraz lubię je oglądać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze to jakiś sposób na radzenie sobie! A skoro pomogło, to dobrze :)

      Usuń
  3. Jestem Marvelowym masochistą. Wszystko tak przeżywam, jakbym już miała wejść do tego świata. Chociażby śmierć Groota:( albo w ogóle cierpienia i przeżycia bohaterów. Mogłabym o tym magistra pisać!;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, różne tematy prac licencjackich/magisterskich przechodzą jeżeli znajdzie się chętnego promotora! Marvel też może być :P

      Usuń
  4. Ja doświadczyłam ostatnio kaca książkowego po "Mrocznej Wieży" Kinga... Potem jedną książkę męczyłam przez pół roku, bo nie była kolejną częścią sagi.
    Nie jestem masochistką, nie lubię oglądać horrorów i nie czaję tego fenomenu. Jestem pacyfistką i hedonistką. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, czyli ta książka jest aż tak dobra? W tym układzie muszę dać jej szansę!
      Horrorów tęż nie lubię, więc rozumiem :P

      Usuń
  5. Też tak mam. Głupio mi jest hejtować książkę, której nie doczytałam do końca. Zawsze mam nadzieję, że może jednak autor się rozkręci

    Pozdrawiam
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w przypadku, gdy widzę, że książka się nie rozkręca często przestaję ją czytać :/ Ale staram się wtedy nie krytykować - bo jednak nie poznałam całej treści.

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza