„Star Wars: Ostatni Jedi [spoilerowe przemyślenia]


Tydzień temu wybrałam się na premierę Gwiezdnych wojen: Ostatniego Jedi, czy też (jak kto woli) epizodu VIII. I pierwotnie na blogu miała pojawić się bezspoilerowa recenzja, jednak uznałam, że najpierw opublikuję moje rozważania na temat filmu, w których nie muszę się ograniczać ogólnikami. Dlatego serdecznie zapraszam was do lektury.

Uwaga! Post zawiera spoilery i dużą dawkę sceptycyzmu.

1. I have a bad feeling about this...
Pominę fakt, że ta myśl towarzyszyła mi, gdy wybierałam się na Ostatniego Jedi. Pisałam znajomym, że po Przebudzeniu mocy dość mocno obawiam się kontynuacji. Ba! Powiedziałam to nawet swojemu wykładowcy z badań skuteczności komunikacji, który sam uznał, że przekonany do tego filmu to on nie jest. I obydwoje słusznie mieliśmy złe przeczucie. Nawiązuję do samego faktu istnienia tego sformułowania, które jest już kultowe dla całej serii, ponieważ pojawia się w każdej części minimum raz. Więc dlaczego odebrano nam to w tej części? Możliwe, że jest to zaniedbanie, a może pojawiło się w nieco innej formie. Słyszałam teorię, że wypowiedź ta pada z ust (?) BB-8 na początku filmu w trakcie dialogu z Poe i Leią. Jest to niejako ciekawa odmiana, ale żałuję, że stwierdzenie to nie zostało wyraźnie podkreślone, tylko pozostawiono je w sferze naszych domysłów.


2. Czy to samolot? Czy to Superman? Nie! To księżniczka Leia!
Jedna ze scen z samego początku filmu - zaatakowano statek Ruchu Oporu, wszyscy na mostku znajdują się w przestrzeni kosmicznej. Włącznie z księżniczką Leią (czy tam generałem Organą). Przypuszczałam (przez chwilę), że to będzie moment jej śmierci, który był zewsząd zapowiadany. Może i słaby koniec jej życia, ale realny. Jednak jej udaje się użyć Mocy i dolecieć z powrotem na statek. Kwestia użycia przez nią Mocy wcale mnie nie dziwi, bo jednak: Skywalker. Może fakt, dziwne, że wcześniej nie pokazano, jak używa jej inaczej niż do wyczucia czyjejś śmierci, ale no niech będzie! Bardziej brakuje mi logiki w fakcie, że to przeżyła. W gruncie rzeczy powinny jej wybuchnąć płuca. Także było to głupie. I śmieszne. Ale bardziej głupie.
(I nie przekonuje mnie argument, że Jedi tak mogą, bo w EU gdzieś była taka scena.)


3. Kylo Ren jako kwintesencja nieudolnych antagonistów
Zacznę od tego, że wprost nie dzierżę tej postaci. Ilekroć widzę go na ekranie, chcę rzucić w niego butem. Mimo to bardzo starałam się odnaleźć względem jego osoby choćby cień sympatii. I nawet mi się to udawało! Z trudem, bo z trudem, ale zawsze coś. Niestety wszystkie szanse na polubienie go zostały zaprzepaszczone. Widzicie, najbardziej na świecie denerwuje mnie głupota ludzka. A zachowania Kylo Rena odbiegają od logiki w każdym jednym momencie. Rzuca się, miota, niszczy i próbuje jednocześnie dowodzić. Zamiast słuchać mądrzejszego od niego generała Huxa, to rzuca gościem o ścianę i przegrywa bitwę. A mógł rozwalić Ruch Oporu. Mógł ich zmieść z powierzchni ziemi raz na zawsze. Ale po co?


4. Moc? A co to takiego?
Skoro już gnębię Kylo Rena, to eksploatujmy tę niechęć dalej. Wróćmy pamięcią do sceny, w której Kylo Ren i Rey walczą ze strażą przyboczną Snoke'a. Zdecydowali się na walkę mieczami świetlnymi. Logiczne, prawda? Trochę dziwniejsze byłoby, gdyby chwycili za blastery. Ale skoro już posługują się rynsztunkiem Jedi/Sithów, to niech używają go w pełni. W tej scenie całą walkę można było zakończyć szybciej, bardziej epicko i ciekawiej gdyby tylko Rey i Kylo Ren zdecydowali się użyć Mocy. Zamiast tego zapomnieli, że coś takiego w ogóle istnieje i rzucali do siebie mieczem świetlnym. Dobrze tylko, że wyłączonym. A może właśnie szkoda.


5. Czy Rey wzięła się z probówki?
Od dwóch lat fani produkcji głowili się nad tym, kim są rodzice Rey. Powstało mnóstwo teorii: córka Luke'a, córka Hana Solo, córka Obi Wana, klon powstały z komórek Luke'a, powstała z Mocy. Ogólnie szereg możliwości, które analizowano z uwagą. Ostatecznie okazuje się, że Rey jest dzieckiem przypadkowych ludzi, którzy sprzedali ją w niewolę, aby mieć na alkohol. Teoretycznie został nam jeszcze jeden epizod do końca tej trylogii, więc wszystko może się zmienić. Jednak jeżeli przyjmujemy, że Rey jest przypadkową osobą z przypadkowych rodziców, to wszystko wydaje się... rozczarowujące. Już pominę fakt, że rozwiązanie pod postacią "pochodzi ze Skywalkerów" nie byłoby równie dobre, ale zmierzam do czegoś innego.
Rey nie jest dobrze zbudowaną postacią. Śmiało można klasyfikować ją jako Mary Sue, która od początku dobrze posługuje się Mocą, bez treningu walczy mieczem świetlnym na równi z Kylo Renem, a po trzech dniach "treningu" z Lukiem zostaje bossem. Jednak można byłoby to jakoś podciągnąć gdyby powiedzieć, że pochodzi z rodu, w którym Moc jest silna. Niestety sprawiono, że jest dzieckiem nikogo istotnego. Może miało to na celu nadanie jej "normalności", ale niestety wywołało odwrotny skutek. Niesamowite zdolności, których nie możemy już tłumaczyć nawet predyspozycją genetyczną? Cóż, dla mnie zalatuje Mary Sue.


6. Najmniejsze zło galaktyki - Snoke
Skoro już o rozczarowaniach mowa. Drugą kwestią, która zaprzątała myśli społeczności fanowskiej przez ostatnie dwa lata był Snoke. Tych teorii było równie dużo, co tych na temat pochodzenia Rey. Snoke z kolei mógł być Imperatorem, Mace Windu, nauczycielem Palpatine'a oraz wieloma innymi tajemniczymi istotami. Już jedno, że w ogóle nie poznaliśmy jego historii (dzięki, Disney!), ale ogólnie miał on być złem totalnym. Doprowadził do powstania całego Najwyższego Porządku, ludzie przed nim drżeli ze strachu, a więc można założyć, że jednak charakteryzował się potęgą. W obliczu tego wszystkiego jego śmierć wydaje się... zwyczajna, nijaka, za prosta, aby była prawdziwa.


Żeby jednak nie było, że jestem taka czepialska i zgorzkniała, to postanowiłam uwzględnić w tych swoich żalach również elementy, które mi się podobały.

7. Rzut mieczem świetlnym
Jak zdążyliśmy się przekonać, jest to nowa konkurencja w zawodach. Scena, która jest przedłużeniem zakończenia Przebudzenia mocy jest bezcenna. Chwila, w której Luke bierze miecz od Rey i rzuca go gdzieś za siebie, po czym odchodzi - niesamowita. Brakowało mi tylko, aby po tym pojawił się wielki napis "The end".


8. Wielkie walki w przestworzach
Nie ma co narzekać - wykonanie wielkich walk kosmicznych wychodzi im dobrze. Robią należyty użytek z nowoczesnych technologii. Najbardziej zapadła mi w pamięć scena, w której użyto prędkości nadświetlnej, aby zniszczyć statek Najwyższego Porządku. Nic dodać, nic ująć!


9. Been there, seen that, will do it again
Ja wiem, że narzekam. Jestem skrzywiona przez sympatię do epizodów IV-VI. A jednak obejrzałam tę część i momentami czułam, że naprawdę jestem w odpowiednim miejscu. I prawdopodobnie obejrzę ten film jeszcze raz. A do kina pójdę nawet na część XXI.

A jakie są wasze przemyślenia na temat najnowszej części? Dajcie znać w komentarzach!

Komentarze

  1. Nie widziałam jeszcze najnowszej części, ale mam zamiar obejrzeć. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym układzie lepiej nie czytaj zbyt dokładnie tego posta - it's dark and full of spoilers!

      Usuń
  2. Jeszcze nie oglądałam, po świętach się wybieram :) Liczę, że będzie dobrze i się nie zawiodę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opinie dzielą się na dwie: jedni są zachwyceni, jak mój kolega, inni są zawiedzeni, jak mój wykładowca :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza