„Friendzone‟ – Sandra Nowaczyk [recenzja]


Tatum i Griffin przyjaźnili się prawie od kołyski. Byli dla siebie jak brat i siostra. Tak zawsze było i tak już miało pozostać. Jeden taniec na balu maskowym zmienił wszystko. Teraz oboje są pełni sprzecznych emocji. Czy będą chcieli za wszelką cenę pozostać przyjaciółmi? Przecież to ona zawsze miała być najważniejsza. Kiedyś sobie to obiecali. I do tego oboje mają partnerów. A co, jeśli tylko jedno z nich będzie chciało... no właśnie, czego?

Pewnego dnia moja przyjaciółka powiedziała mi o debiucie młodej dziewczyny, która poczyniła powieść z gatunku New Adult. Wcześniej jakoś nie udało mi się zetknąć z polską odnogą tego gatunku (mam na myśli polskich autorów, niekoniecznie polskie realia), więc powieść wzbudziła moje zainteresowanie oraz inne, sprzeczne ze sobą uczucia (zupełnie jak u bohaterów tej książki).

Swego czasu dużo czasu spędzałam w tej części polskiej blogosfery, gdzie autorzy publikowali swoje opowiadania, zazwyczaj w realiach amerykańskich, mimo że wiedzę o tym państwie opierali na innych powieściach beletrystycznych oraz filmach młodzieżowych. Postrzegałam to jako fazę, przez którą każdy musi kiedyś przejść. Stąd też pojawiła się we mnie spora dawka sceptycyzmu, kiedy zauważyłam, że akcja Friendzone dotyczy, nie inaczej, Stanów Zjednoczonych.

I właśnie od tych realiów zacznę. Sama nie posiadam większej wiedzy na temat tego państwa niż przeciętną, jednak od razu można zauważyć pewne cliché, które co prawda przejawiają się gdzieś w tle, ale jednak są obecne. Pomijając te drobiazgi, to na szczęście autorka nie zagłębiała się szczególnie w system funkcjonowania tamtej rzeczywistości, aby przekręcić jakieś znaczące fakty. Zachowała bezpieczny dystans – i chwała jej za to –  bo dzięki temu jako tako nie można się czepiać. Przynajmniej jeżeli o realia chodzi.

Sama historia jest dość spokojna. Nie ma żadnych zaskakujących zwrotów akcji, ot spokojne romansidło, które można poczytać wieczorem bez większego wysiłku. Dwójka przyjaciół nagle odkrywa głębokie uczucie, którym się darzą i teraz muszą stawić temu czoła – to z kolei doprowadza do różnych przydługich dialogów, ucieczek i krzyków.

Co za tym idzie: bohaterowie są nieszczególnie atrakcyjni. Właściwie są do bólu przeciętni. Ot, taka dwójka przyjaciół, których imion nie pamiętałam już po kilku dniach od zakończeniu lektury. Nie wzbudzili oni we mnie żadnych szczególnych emocji, nie sprawili, że im kibicowałam, ale jednocześnie mnie nie wkurzali. A to już jest jakaś zaleta, prawda?

Aby dodać pikanterii tej historii, autorka wpadła na wątek Paige, który był... kiepski. Aby dodać zbuntowaną bohaterkę, dorobiono jej historię, którą rozpisano na trzy strony. Wydaje mi się, że autorce zabrakło jednego ze stałych wątków w New Adult – mrocznej przeszłości bohaterów. Żeby tę pustkę zapełnić, postawiła na Paige. Przedstawiła jej dramatyczną historię, która niestety została spłaszczona, a samo jej istnienie nie bardzo miało sens.

Można się zastanawiać, jakim stylem posługiwać będzie się siedemnastolatka. Cóż, jest element, który jednym wyda się obojętny, a innym będzie przeszkadzać – narracja prowadzona jest w czasie teraźniejszym. Na początku miałam spory problem, aby się na to przestawić, ponieważ jestem przyzwyczajona do narracji w czasie przeszłym, ale z czasem przestałam zwracać uwagę na tę różnicę. Poza tym Sandra Nowarczyk posługuje się przede wszystkim zdaniami prostymi, rzadko spotkamy zdania wielokrotnie złożone, co ponownie: może ułatwić czytanie albo irytować czytelnika.

Podsumowując, historia jest dość przeciętna, nie prezentuje niczego ciekawego zarówno fabularnie, jak i pod względem prezentowanych postaci. Friendzone można przeczytać w jeden wieczór, jednak nie oczekujmy po tej lekturze jakichś cudów. Wierzę jednak, że to dopiero początek na pisarskiej drodze Sandry Nowaczyk i z czasem jej styl znacząco się rozwinie.

Komentarze

  1. Znajac mnie i moj stosunek (ktory jest malo tolerancyjny) do new adult, zapewne nie przeczytalabym do konca :/
    A pojawiła sie scena z balem albo impreza? W koncu to konieczny element przy amerykanskich nastolatkach XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Pojawia się bal maskowy, na którym postacie uświadamiają sobie swoje gorące uczucie. Jak również możemy zauważyć przykład amerykańskiej domówki.

      Usuń
  2. Zdecydowanie nie jest to pozycja dla mnie, tym bardziej, że przeciętna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szacun, że wciąż chce Ci się czytać książki z tego gatunku. A co do bohaterów przeciętnej urody, to normalnie jakaś odmiana jest :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami mam wrażenie, że to jakiś przejaw masochizmu :P Ale czasami (!) zdarza mi się trafić na coś godnego uwagi.

      Usuń
  4. Narracja w czasie teraźniejszym zawsze mnie jakoś niepokoi, dziwnie się to czyta. :D New Adult to zdecydowanie nie mój gatunek, więc nie sięgnę po tę książkę, zwłaszcza, że nie oceniasz jej jako zbyt ciekawą. :D W każdym razie miło się czytało Twoją recenzję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobne odczucia wobec tego typu narracji... Niby czytając "Friendzone" się przyzwyczaiłam, ale na początku wydało mi się to nienaturalne.
      Cieszę się, że recenzja Ci odpowiadała! :D

      Usuń
  5. Nie lubię tej książki i nie wspominam jej dobrze. Nie podoba mi się zachowanie głównego bohatera, który był tak zakochany w swojej dziewczynie a potem całował inną, albo to jak tę jego dziewczynę potem przedstawiono w złym świetle. Niefajnie.

    potegaksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda. To było słabe. Samo to, jak zerwał pod koniec z tą dziewczyną... Ehh, byłam nim rozczarowana.

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza