„Ania, nie Anna‟ [sezon 2 – recenzja]


Drugi sezon serialu podejmuje wydarzenia niedługo po ostatnim odcinku pierwszego sezonu. Do Cuthbertów wprowadziła się dwójka mężczyzn ze względu na marną sytuację finansową. Gilbert z kolei postanowił zaznać wolności, pracując na parostatku, gdzie zaprzyjaźnia się z czarnoskórym Sebastianem. Pomijając, że żadna z tych rzeczy nie wydarzyła się w książkach, to w dalszym ciągu pozostajemy w sferze pierwszego tomu (opierając się na nielicznych scenach, które faktycznie pokrywają się z Anią z Zielonego Wzgórza).


Kojarzycie ten obrazek, na którym pokazano dziewczynę w kinie, krzyczącą: „jego włosy były brązowe!‟? To ja w trakcie oglądania Ani, nie Anny.

Scen, które pokrywają się z książkowym pierwowzorem jest niewiele. I w dużej mierze nie zgadzają się one z tym, jak zostały przedstawione w książce bądź są ustawione niechronologicznie. Dla kogoś, kto dalej marzy o poprawnej ekranizacji tych ośmiu tomów, jest to cios. (A największym było całkowite zmodyfikowanie jednej z moich ulubionych scen książkowych!) Co więcej postacie, które znaliśmy w mniejszym lub większym stopniu otrzymują nowe historie, które całkowicie wywracają ich postacie do góry nogami. Dotyczy to nie tylko głównych bohaterów, ale nawet takich pobocznych postaci, jak Phillisa. Rozumiem jednak, że ten serial w bardzo luźny sposób opiera się na książkach i należy go traktować jako oddzielny byt.

Dlatego poświęćmy chwilę na pewne wątpliwości historyczne. Jeżeli ktoś wytłumaczy mi fenomen motoroweru w tym serialu, to podaruję mu złotą meduzę. Wikipedia bowiem twierdzi, że takowy został wynaleziony w 1885 roku, a wystarczy chwilę dłużej pomyśleć, aby uświadomić sobie, że akcja serialu musi rozgrywać się przed tym rokiem. Prosta matematyka – ósmy tom dzieje się w trakcie I wojny światowej, gdzie Ania powinna zbliżać się do pięćdziesiątki. Krótko mówiąc, w momencie pojawienia się motoroweru Ania powinna mieć ponad dwadzieścia lat. A nie ma.

Nie będę rozwijać się nad pewnymi absurdami fabularnymi, które wywołały znaczące uniesienie brwi. Mimo wszystko niektóre sceny to było dla mnie zdecydowanie za dużo.


Montgomery w swoich książkach prezentuje postępowy tok myślenia – można zauważyć w jej książkach przejawy feminizmu, siły kobiet. Jednakże mam wrażenie, że twórcy Ani, nie Anny przesadzili ze swoją postępowością, dopisują nowe historie istniejącym w książkach postaciom. I o ile dla niektórych może być to nic nie znaczące, tak dla mnie zakrawa o pewną przesadę, która potrafiła nieźle zirytować. Odnoszę wrażenie, że twórcy pragnęli dostosować historię, która powstała na początku XX wieku, przedstawiającą czasy wiktoriańskie(!) z problematyką, którą możemy zauważyć również we współczesnych czasach. W związku z tym mamy mowę o nienawiści na tle rasowym, homoseksualizmie, dręczeniu oraz umniejszaniu znaczenia kobiet. Jasne, to wszystko było obecne (w mniejszym bądź większym stopniu) w XIX wieku, ale w połączeniu z historią Ani wywołuje zgrzyty.

I o ile rękami oraz nogami podpisuję się pod tym, że należy szerzyć tolerancję wśród wśród ludzi, aby nie oceniali kogoś przez pryzmat rasy, religii, płci albo orientacji, tak w przypadku Ani, nie Anny przekroczono pewne granice rozsądku. Wykroczono również poza pewną aurę, którą roztaczała w Ani Montgomery, sprawiając, że fizyczność okazała się o wiele bardziej... banalna, niż miało to miejsce w książkach. Możliwe, że niektórzy uznają to za dobre, dojdą do wniosku, że to piękne, jak twórcy zmodyfikowali tę historię. Niestety nie zdobywa to mojego poparcia.


Skoro wylałam swoje gorzkie żale, to należy się zastanowić, czy ta historia jest tak zła, jak mogłoby się wydawać z wcześniejszych akapitów. Odpowiedź brzmi: nie. Oczywiście, to wszystko, co napisałam wcześniej to poważne zarzuty, na które nie powinno przymykać się oka. Jednakże te dziesięć odcinków obejrzałam w jeden dzień. Z ciekawością śledziłam oryginalne, nieznane, zmodyfikowane losy postaci, nawet jeżeli czasami frustrowałam się, że sceny wyciągnięte z książki zostały za bardzo zmodyfikowane.

Na największą pochwałę zasługują bohaterowie, szczególnie męscy – Gilbert, Cole oraz Sebastian to niesamowite postacie, które rozczulały oraz były ciekawie zbudowane. Ze względu na to, serial oglądało się bardzo miło. A sławna relacja Ani i Gilberta? Cóż mogę powiedzieć – ilekroć przebywali w jednym pomieszczeniu, miałam banana na twarzy i chciałam zobaczyć, jak ta urocza, niewinna znajomość potoczy się dalej.


Pozostaje pytanie, czy powinniście oglądać ten serial. I nie potrafię na to odpowiedzieć. Niezależnie od moich narzekań, żali oraz opryskliwych komentarzy, nie mogę doczekać się trzeciego sezonu. Jestem niesamowicie zainteresowana tym, jak zostaną pokazane dalsze losy Ani i w cichości ducha liczę, że w końcu twórcy wyjdą poza pierwszy tom serii. Polecam przekonać się na własnej skórze, czy warto, bo dla niektórych ten serial będzie majstersztykiem, dla innych zrujnowanym dzieciństwem, a dla trzecich czymś pomiędzy.

Komentarze

  1. Ten serial od dawna mnie intresuje, ale wciąż jeszcze przede mną pierwszy sezon. ;)
    Przyznam, że skłoniłaś mnie do zastanowienia nad kwestią motoroweru i przyznam, że coś mi zgrzytało, wydaje mi się, że miałaś na myśli I wojnę światową. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno na jakąś skalę pojawiły się dopiero w XX wieku, aczkolwiek gdzieś znalazłam informację (szukając jej na rzecz tego posta), że pierwszy-pierwszy powstał w 1885 roku i do tego się to sprowadzało - że pierwszy egzemplarz powstał później, niż pokazuje serial.

      Usuń
    2. Rozumiem Twoje rozumowanie, mnie chodzi o to, że nie jest one poprawne w przypadku II wojny światowej, dlatego wydaje mi się, że miałaś na myśli I wojnę światową (wtedy też chyba ma miejsce tom 8). :)

      Usuń
    3. Och! To zaszło drobne nieporozumienie. Oczywiście masz rację i też miałam na myśli I WŚ, to była literówka. Dzięki za czujność :)

      Usuń
  2. Oglądam ten drugi sezon - jestem chyba na tzrecim odcinku - i nie mogę ogarnąć, czemu wsadzili tam aż tyle dodatkowych rzeczy, przesłaniających zupełnie historię Ani! Jak pierwszy sezon był jeszcze w miarę wierny, tak tu już totalnie odlecieli. I średnio mi się to podoba jako ekranizacja Ani, choć jako osobny byt faktycznie nie jest zły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tego nie rozumiem :( To całkowicie obdziera Anię z jej historii, a czasami nawet osobowości. Żałuję, że nie ma serialu, który ma 8 sezonów, każdy sezon ekranizuje jedną książkę w sposób szczegółowy. To byłoby marzenie!

      Usuń
  3. Powiem ci, że mnie by chyba znacząco drażniły te absurdy. Ale na szczęście nie lubię seriali :D
    A może oni zmienili też historię wynalazcy motoroweru i wynalazł go wcześniej :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może za chwilę pojawią się dinozaury, kto wie? :P

      Usuń
  4. Seriale nie są dla mnie, a Ania... Brr. Koszar ze szkoły podstawowej :D Ale przyznam, że wizualnie podoba mi się serial - widoki ładne, kolory, ciepłe barwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wizualnie wygląda bardzo ładnie - naprawdę się postarali w tych kwestiach! :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza