The Society [recenzja 1 sezonu]

Nastoletni mieszkańcy West Ham wracają ze szkolnej wycieczki, aby uświadomić sobie, że ich miasteczko zostało opuszczone przez wszystkich dorosłych. Co gorsza nie mogą wyjechać poza jego granice, ani z nikim się skontaktować. Teraz mogą liczyć tylko na siebie.

The Society zainteresowało mnie samym zwiastunem, mimo że prezentował on wątki już mi znane z innych tworów popkultury. Jednak byłam ciekawa, jakie wyjaśnienie zaprezentują nam twórcy tej produkcji. Pomysł na uwięzienie dzieciaków w mieście daje duże pole do popisu. Pytanie tylko: czy wykorzystano ten potencjał?

Mam ochotę napisać, że nie i na tym zakończyć swoją recenzję. Pomysł na ludzi zamkniętych w miasteczku, bez kontaktu z resztą świata znamy choćby z Pod kopułą Stephena Kinga. Umieszczenie tam tylko niepełnoletniej części społeczności z kolei przywodzi na myśl serię GONE Michaela Granta. I bez bicia przyznaję, że przez większość czasu mimowolnie zestawiałam ze sobą to drugie z The Society.
The Society było dla mnie miałkie. Nawet jeżeli ktoś ginie, nie wzbudza to szczególnych emocji. Fakt, wśród bohaterów wywołuje to niemałe poruszenie, jednak tak naprawdę pozbyto się z tego serialu szczególnej brutalności. Tutaj przychodzi mi na myśl jedno z najistotniejszych porównań do GONE – tam opisy wbijały w fotel, dramatyczne sytuacje oraz śmierć bohaterów sprawiały, że człowieka przechodziły ciarki. W przypadku serialu Netflixa nie czułam absolutnie nic, poza doskwierającą nudą.

Niestety w produkcji nie dzieje się nic istotnego przez większość czasu. Bohaterowie próbują odnaleźć się w nowej sytuacji, w związku z tym jest nam przedstawiane, jak odbudowują władzę w państwie, system wydawania posiłków czy służbę zdrowia. Nagłe stanie się dorosłymi nie jest łatwe, więc śledzenie postaci może być względnie interesujące, gdyby nie to, że istotne zadania przypisano tylko paru osobom, które zdają się być omnibusami. Pozostali wywożą śmieci oraz gotują posiłki, bo nie ma czasu na wprowadzenie większej liczby osób. Ten element mimo że nie był dla mnie idealny, to i tak wypadł najlepiej ze wszystkich, ponieważ reszta wątków jest już o wiele bardziej męcząca.

Na tle problemów z odbudowaniem sprawnie funkcjonującego systemu wybija się teen drama, która niezwykle mnie denerwowała. Wyłączając okoliczności, otrzymaliśmy typowy serial dla nastolatków, gdzie ktoś z kimś zrywa, ktoś jest tym popularnym, jakaś para jest ze sobą od zawsze, a inni się kłócą. Oglądanie tego po raz kolejny było dla mnie nudne, szczególnie, że po The Society spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Twórcy zdecydowali się na wstawienie zbyt wielu scen, które znamy z seriali dla nastolatków, zamiast skupienia się na tym, co naprawdę istotne: powodach, dla których nasi bohaterowie znaleźli się w pułapce.

Bo na ten temat nie dowiadujemy się praktycznie nic. Pojawiają się dwie albo trzy sceny, które pozwalają nam snuć teorie, co właściwie się wydarzyło. Oprócz tego nie ma żadnych wskazówek, żadnych głębszych analiz. Nic. Null. Zero. A to, moi drodzy, jest dla mnie definicja zmarnowanego potencjału. Gdyby odwrócić sytuację i wstawić w ramach teen dramy dochodzenie, to The Society byłoby stokrotnie lepsze.
Niestety w obliczu tego, co zostało nam zaprezentowane, widzowi pozostaje jedynie nudzenie się. Dawno nie oglądałam jakiegoś serialu tak wolno, jak The Society. Obejrzenie dziesięciu odcinków zajęło mi blisko miesiąc, a powinno co najwyżej dwa dni. Poza pierwszym epizodem, żadnego nie obejrzałam ciągiem. Zawsze musiałam zrobić sobie przerwę. Zazwyczaj kilkudniową.

Ale spokojnie, kiedy zawodzi fabuła, zostają bohaterowie, prawda? Oni mogą jakoś uratować serial! Niestety, nie w tym przypadku. Postawiono na stereotypowe kreacje oraz nieciekawe wątki. Jedyna osoba, która jakoś się broni, to główna bohaterka, ponieważ na przestrzeni serialu przechodzi interesującą przemianę. Ciekawią mnie jej dalsze losy, ale chyba nie na tyle, by oglądać drugi sezon. Niestety, oprócz niej nie otrzymujemy żadnego intrygującego rozwoju postaci. Niektórzy mają jakiś potencjał, ale i tak wydają mi się póki co jednowymiarowi.

Jak mogliście już zapewne wywnioskować, jestem totalnie zawiedziona The Society. Spodziewałam się po tej produkcji czegoś ciekawego, wciągającego i możliwe, że oryginalnego. Jednak zamiast tego wynudziłam się za wszystkie czasy. Zdecydowanie nie polecam! Nie marnujcie czasu i obejrzyjcie coś godniejszego uwagi!

Komentarze

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza