Spotkanie ałtorskie z Kisiel


Zacznijmy od tego, że ałtorka ze swoim pierdolcem to moja ulubiona autorka pośród autorek polskich. Choćby książka przez nią napisana opowiadała o króliku, który żre karton przez trzysta stron, to i tak bym to przeczytała dla stylu, jakim ałtorka się posługuje. I zapewne potem przeczytalibyście na moim blogu, jaka to książka była fajna, jaka zabawna i jak wpłynęła na moją psychikę.

Swoją przygodę ze spaczeniem spowodowanym czytaniem książek Marty Kisiel zaczęłam od Nomen omen, które kupiła moja przyjaciółka. I już wtedy zakochałam się w żarcikach sytuacyjnych, językowych i całej reszcie. Dopiero potem, będąc z tą samą, wcześniej wspominaną, przyjaciółką na wakacjach, znalazłam w bibliotece Dożywocie. Wtedy ta książka była już towarem deficytowym i chodziła na allegro za dwieście złotych. Ludzie walczyli zatem o Dożywocie. Niektórzy to o dwa lata w więzieniu się burzą, a tacy fani ałtorki pragną od razu dożywocia!

W każdym razie Kisiel przyjechała/przyleciała/przykicała w piątek, 11 grudnia 2015 roku do katowickiego Kocham książki. 

"Była noc przed Gwiazdką i w całym domu...
No, może nie tak do końca przed. W zasadzie wcale nie przed, a na pewno nie tuż przed, bynajmniej. Właściwie to do Gwiazdki było dość sporo czasu, tak ze dwa tygodnie. A dokładniej rzecz ujmując, trzynaście dni. Mikołajkowe prezenty zdążyły się już znudzić, po słodyczach zostały tylko stosy sreberek i papierków, nowe komórki tłuszczowe oraz radosne zaczątki próchnicy, zaś pora na rozplątywanie światełek i ubieranie choinki jeszcze nie nadeszła. Takie grudniowe ni wpiął, ni wypiął, kiedy nie za bardzo wiadomo, co ze sobą począć." 

Fani ałtorki wiedzieli, co ze sobą zrobić - pofatygować się do Kocham książki na spotkanie i słuchanie o wszystkim, co tylko ciekawe, a potem żebranie o pieczątki i autografy. Powyższym cytatem rozpoczęło się spotkanie, na które z ognistą strzałą zabłądziłyśmy. Bo jednak, kto umieszcza w jednej bramie dwie księgarnie? Jedna zamaskowana, druga z wielkim napisem ANTYKWARIAT. Oczywiście zaszłyśmy do tej drugiej i po jakichś dziesięciu minutach doszłyśmy do wniosku, że to nie jest to miejsce, którego szukamy.

Po wyjściu zrobiłyśmy pięć kroków, dotarłyśmy do Kocham książki, przywitała nas pogodna melodyjka, ja się omal nie zabiłam, wchodząc po schodach (a śmierć w antykwariacie nie byłaby śmiercią tak bardzo złą) i dotarłyśmy. Pooglądałyśmy książki, ustawiłyśmy się gdzieś z boku, kulturalnie, co by nie przeszkadzać przy przemeblowaniu pomieszczenia na rzecz spotkania, a potem zaczęły się schodzić człowieki i nieczłowieki (no, ja się na pewno nie zaliczam do kategorii człowieków, w końcu jestem meduzą, tak?).

Na spotkanie zawitało jakieś dwadzieścia parę (a może nawet trzydzieści) osób, w tym wśród słuchaczy pojawiła się inna autorka, mianowicie Anna Kańtoch. I może niektórym się wyda, że to mało, ale ludzie i nieludzie stali i w drzwiach, i regały podpierali, co by się nie przewróciły, i na ziemi siadali i słuchali, co ałtorka rzecze. 

A ałtorka mówiła rzeczy bardzo ciekawe. Włącznie z odpowiedzią na pytanie, które zapewne śni jej się w koszmarach, otóż: "Kiedy Dożywocie 2?". Dla ciekawskich, którzy jakimś cudem przeczytają ten wpis: w przyszłym roku. Ba! Prawdopodobnie w przyszłym roku na jesień. Cieszmy się i radujmy, skreślamy dni w kalendarzu i czekajmy na kolejne przygody mieszkańców Lichotki. Pytanie tylko, czy to taka jesień początek września czy jesień koniec listopada? Na dniach ma się również pojawić jakaś niespodzianka, a że ja jestem istotą niezwykle ciekawską, to będę wyczekiwać tej informacji maltretując klawisz F5 na Kisielu z Kłulika.

Kisiel wyjaśniła, że gdy chce pisać, to wyrzuca rodziną na mróz, aby w samotności tworzyć teksty, że niektóre sytuacje są z życia wyjęte, a postacie oparte na prawdziwych ludziach. Opowiedziała dlaczego różowy kłulik i że do niektórych akapitów potrzebuje przeczytać po kilka książek, w celach researchu.

Oprócz wyjaśnienia, jak Kisiel pisze, to opowiedziała także o swojej pracy tłumacza, która bywa niełatwa. Świadoma jaką książkę przetłumaczyła zapewne będę próbowała ją teraz przeczytać. Ałtorka odpowiedziała również na pytania zadawane przez publiczność, pożartowała i nawet zrobiła wykład o Mickiewiczu! O ile wcześniej słyszałam, że jednak pan wielki wieszcz narodowy święty nie był, tak teraz zapoznałam się z większą ilością szczegółów z pikantnego życia Adasia. I naprawdę nie obraziłabym się, gdyby Kisiel wydała biografię Mickiewicza przystępną dla ludzi - bez tego milijona i zmiany imion przez pisanie po ścianach. 

Ałtorka opieczętowała Dożywocia i Nomen omen fanów, którzy przyszli na spotkanie, złożyła dedykacje w każdej książce i nawet odpowiedziała na moje pytanie o porady dla osób, które próbują się parać pisaniem.

Na pewno nie żałuję tego, że nie zdążyłam na wcześniejszy pociąg do domu. Spotkanie było zabawne i bardzo ciekawe. Ach, no i na pewno zobaczenie ałtorki na żywo należy do jednego z moich marzeń, które zostało wczoraj spełnione. Co oprócz tego? Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się trafić na takie spotkanie ałtorskie z Martą Kisiel, bo naprawdę miło się jej słuchało. 

I co więcej? Chyba tylko: Alleluja i a psik! 

Komentarze

  1. Hihihi, spotkanie warte wspominania :3 Pośmiałam się, popodziwiałam ałtorkę, dostałam słitaśną pieczątkę i dowiedziałam się kilku ciekawostek - tyle dobrze, że nie śniły mi się po wczorajszym różowe kłuliki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym chciała spotkać tak Flanagana! I Ćwieka ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne zdjęcia - zapraszam do siebie gdzie do zgarnięcia jest kawaiibox

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezłą przygodę miałyście po drodze, ale widzę, że warto było :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarzały się ciekawsze! Ale ta i tak była nie najgorsza :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza