Peaky Blinders [sezony 1-4 – recenzja]


Gang z Birmingham, Peaky Blinders, po umniejszeniu swojego znaczenia spowodowanego wybuchem I wojny światowej, postanawia odbudować swoją pozycję przez zalegalizowanie działalności. Ułatwić ma to szantaż z wykorzystaniem skradzionej broni.

O Peaky Blinders słyszałam dość sporo jeszcze przed obejrzeniem tego serialu. Zmotywowałam się dopiero, gdy na zajęciach z dodatkowego angielskiego lektor postanowił puścić fragment z pierwszego odcinka, aby zaprezentować nam cięższy akcent. I chociaż zrozumienie wskazanej wypowiedzi nie było łatwe, to szorstka atmosfera początku lat 20. XX wieku z miejsca mnie zauroczyła.

Już po pierwszych odcinkach przepadłam. Tak właściwie recenzję mogłabym zakończyć już teraz, słowami po prostu musicie to obejrzeć. Pozwolę sobie jednak na rozpisanie się nad kilkoma, moim zdaniem, interesującymi elementami.

Po pierwsze: fabuła. Historia skupia się na losach angielskiego gangu Peaky Blinders, który choć budzi postrach w okolicy, to nie znajduje się w najlepszej sytuacji: zarówno finansowej, jak i społecznej. Rzeczywistości nie ułatwia fakt, że ostatnie lata liczni członkowie spędzili na froncie w czasie I WŚ. Jednak teraz wrócili, a co najważniejsze: powrócił Thomas Shelby, który planuje przekształcić biznes Peaky Blinders w legalną działalność. Wydaje się banalne? Cóż, okazuje się, że wcale takie nie jest. Proces legalizacji interesów bukmacherskich jest utrudniony przez policję, która czeka na jakiekolwiek potknięcie Thomasa, aby aresztować jego oraz jego rodzinę.

A to zaledwie początek porywających historii tego gangu, ponieważ legalizacja to zaledwie jeden z problemów, z którymi borykają się Peaky Blinders. Niedługo później muszą stawić czoła innym gangom z którymi mają zatargi, znaleźć nowych sojuszników oraz poradzić sobie z goniącą bohaterów przeszłością. Serialowi nie pozostają też obce tematy początków emancypacji kobiet oraz narastająca popularność komunizmu.

Oś historii stanowią jednak poczynania Thomasa Shelby'ego, który niezależnie od osiągniętego sukcesu, wymyśla kolejne cele, które planuje zrealizować. I planuje to zrobić niezależnie od ceny   oraz krzywdy, która może go spotkać. Po czwartym sezonie uważam, że to dobre studium autodestrukcji bohatera, który niezależnie od swoich drastycznych zachowań, i tak wzbudza sympatię odbiorcy.



Peaky Blinders to historia przepełniona emocjami. Widz nie raz uśmiechnie się, kibicując poszczególny, bohaterom albo widząc zawiązujące się między nimi relacje. Innym razem z kolei będzie się denerwować na ich poczynania, obawiać o losy ulubionych postaci, a także smucić zastosowanymi rozwiązaniami. Co doceniam w tym serialu, to fakt, że twórcy nie boją się uśmiercać bohaterów. Może nie jest to Gra o tron, gdzie zauważymy trup na trupie (co właściwie mnie cieszy), ale jednocześnie unikniemy przewracania oczami, spowodowanego pozorną nieśmiertelnością bohaterów (choć ochrona pewnych postaci i tak pozostaje nieunikniona).

A musicie wiedzieć, że bohaterowie w Peaky Blinders to postacie niezwykle złożone. Ich działania są przewrotne, a osobowości wielowymiarowe, dzięki czemu nie mamy do czynienia z postaciami płaskimi i papierowymi. Na przestrzeni kolejnych odcinków, sezonów, a zatem miesięcy oraz lat, możemy zauważyć, jak poszczególne wydarzenia oraz poznane postacie wpływały na ich charakter. Dostrzegamy przemianę – czasami na lepsze, czasami na gorsze. Najważniejsze jednak, że każdy bohater jest plastyczny, a zatem bardziej ludzki.

Sympatie oraz antypatie do poszczególnych postaci podkreśla także bardzo dobra gra aktorska. Każdy z aktorów, wcielający się w członków poszczególnych gangów, policji oraz innych grup przedstawionych w serialu, doskonale sprawuje się w swojej roli. Zadbali o to, aby dla poszczególnych postaci charakterystyczna była mimika, pewne odruchy, a także – a może przede wszystkim – akcenty. 

Zachowania aktorów dodatkowo podkreślają klimat w tym serialu, który jest niesamowity. Nawet jeżeli można go określić mianem szorstkiego za sprawą lejącego się alkoholu, wypalanych papierosów, licznie padających wulgaryzmów oraz jeszcze częstszego rozlewu krwi, to i tak jest w nim coś urokliwego, co przyciągnie przed ekrany licznych widzów.


Co szalenie sobie cenię w klimacie, to dobre oddanie realiów rzeczywistości. Ludzie błędnie kojarzą lata 20. z krótkimi sukienkami, piórami we włosach oraz niekończącą się imprezą. Peaky Blinders z kolei o wiele rzetelnej odzwierciedla ówczesną modę (przede wszystkim kobiecą) oraz prezentuje, jak wyglądały wtedy różne formy spędzania czasu. I uwierzcie mi, to wcale nie była ciągła impreza, którą prezentuje nam ekranizacja Wielkiego Gatsby'ego z Leonardem DiCaprio (swoją drogą, czytajcie książkę Fitzgeralda! O wiele lepsza).

Z której strony nie spojrzę na ten serial, dostrzegam w nim przede wszystkim pozytywy. Nawet gdy próbuję sobie przypomnieć, o jakichś konkretnych skazach, to nie potrafię ich sobie przypomnieć. Możliwe, że takowe istnieją i w trakcie oglądania rzuciły mi się w oczy, jednak zapomniałam o nich na tyle szybko, że obecnie wydają się bez znaczenia. I chociaż nie można powiedzieć, że na tym świecie istnieje coś idealnego, tak Peaky Blinders jest zdecydowanie wysoko na tej skali.

Podsumowując, tym, którzy są ciekawi fascynujących lat 20. pokazanych z innej perspektywy niż krótkie sukieneczki oraz wiecznej imprezy, gorąco polecam Peaky Blinders. To świetna produkcja, która wierzę, ze ma jeszcze dużo do zaprezentowania w następnych sezonach.


PS: Przez następne dwa tygodnie nie będę odwiedzać innych blogów. Niestety miejsce, w którym obecnie przebywam praktycznie w całości uniemożliwia mi swobodne korzystanie z internetu.

Komentarze

  1. Zachęcała mnie do tego serialu koleżanka i chyba w końcu się zdecyduję! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, nie słyszałam o tym serialu, jestem ciekawa tych lat 20., więc może się skuszę :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza