„Onyx & Ivory‟ – Mindee Arnett [recenzja]

Nazywają ją Zdrajczynią Kate. To przydomek, który Kate Brighton odziedziczyła po ojcu, po tym, jak próbował zabić arcykróla Rime.

Wypędzona z szeregów szlachty Kate pracuje jako kurierka pocztowa. W tym fachu mogą przetrwać tylko najlepsi i najszybsi z jeźdźców, bo kiedy zapada noc, na świat wychodzą gadźce – mordercze bezskrzydłe smoki. Na szczęście Kate ma sekret, który zapewnia jej przewagę. Jest dzikunką, władającą zakazaną magią, która pozwala jej wpływać na umysły zwierząt.

I właśnie ta magia doprowadza ją do miejsca, gdzie gadźce za dnia dokonały masakry całej karawany, z której ocalał tylko Corwin Tormane, syn króla. Jej pierwsza miłość, chłopak, którego poprzysięgła zapomnieć po tym, jak skazał jej ojca na śmierć.

Teraz, gdy ich drogi znów się skrzyżowały, Kate i Corwin muszą zapomnieć o przeszłości, by stawić czoło nowemu zagrożeniu i jeszcze mroczniejszym siłom, budzącym się w królestwie.

Z początku miałam pewien problem z wgryzieniem się w Onyx & Ivory. Świat przedstawiony przez Arnett jest ciekawy – pełen nowego systemu magii, nowych narodów oraz ciekawych stworzeń. Jednak przez pierwszą połowę książki coś mi zgrzytało... Miałam wrażenie, że nie otrzymuję wystarczająco dużo wyjaśnień dotyczących funkcjonowania niektórych rzeczy. Na szczęście problem ten zostaje nadrobiony w drugiej połowie książki, która jest o wiele lepsza i bardziej wciągająca.

Kiedy przekroczyłam tę magiczną granicę Onyxu & Ivory, byłam już zaintrygowana powieścią na tyle, że nie mogłam się od niej oderwać. I było to miłą odmianą, ponieważ po dwustu stronach zwątpiłam, że poprawa kiedykolwiek nadejdzie. Historia ruszyła z kopyta, stawiając na zwroty akcji, wyjaśnienia z przeszłości, walki oraz wewnętrzne rozdarcia głównych bohaterów. Autorka przedstawiła nawet na kilka zaskakujących rozwiązań przez co, np. szukałam czarnego charakteru w zupełnie innym miejscu niż powinnam. Dzięki temu czytelnik z zaciekawieniem przewraca kolejne strony, zastanawiając się, co wydarzy się dalej.

W pewnym momencie historia dotarła do takiego punktu, że zostałam na tyle zaintrygowana, by sprawdzić, kiedy premierę za granicą miał drugi tom. Co prawda wydaje mi się, że wiem, jak potoczy się ta historia, aczkolwiek losy postaci stworzonych przez Arnett są na tyle ciekawe, że mogłabym przeczytać i kontynuację.

A skoro już wspomniałam o bohaterach, warto napisać o nich coś więcej. Podobnie jak kwestia fabularna, przez pierwszą połowę nie czułam przywiązania do żadnego z bohaterów. Dopiero z czasem moją sympatię zyskały drugoplanowe postacie, jak Signe czy Dal, którzy, kolokwialnie mówiąc, „robią‟ tę książkę. Nie mówię, że kreacja głównych bohaterów jest zła. W gruncie rzeczy uważam, że Corwin jest całkiem intrygujący – rozdarty wewnętrznie, uwięziony w wyrzutach sumienia. To coś innego mi przeszkadzało.

Między bohaterami stworzonymi przez Arnett nie ma żadnej chemii... Niby opisuje, że dane postacie były w sobie zakochane, że ktoś inny się przyjaźni albo czuje do siebie miętę. Jednak mnie to nie przekonywało. Wielokrotnie odniosłam wrażenie, że relacje między nimi działają na zasadzie „napisałam, że się przyjaźnią? To po co dodawać coś więcej!‟. Co za tym idzie wątek romantyczny w tej książce wydał mi się niezwykle wymuszony i nie wzbudzał we mnie żadnych emocji... Mam jednak nadzieję, że jest to element, nad którym Arnett popracuje w przyszłości.

Styl autorki jest specyficzny, aczkolwiek całkiem przyjemny. Opisy są wystarczająco plastyczne, aby móc wyobrazić sobie obraz sytuacji. Jednak dla niektórych problematyczne mogą być dialogi stylizowane na „dawnych szlachciców‟. Z czasem przywykłam do tego, że bohaterowie mówią w taki, a nie inny sposób, jednak na początku nie było to proste. Zresztą można to nawet uznać za zaletę, Arnett włożyła wysiłek, aby nie padały w para-średniowiecznym świecie stwierdzenia charakterystyczne dla naszej współczesnej mowy.

Jednak problem w kwestii stylu leży w zgoła czymś innym. Niestety pojawiły się pewne potknięcia ze strony wydawnictwa. W niektórych miejscach zapomniano o dokonaniu podziału między opisem a dialogiem, przez co zwroty typu „przytaknął‟ (a czasem nawet całe partie tekstu!) znajdują się dalej w ramach dialogu. Te potknięcia zdarzały się na tyle często na przestrzeni powieści, że niestety nie mogłam tego nie wytknąć w tej recenzji.

Podsumowując, Onyx & Ivory nie jest książką idealną. Ma pewne przywary, które nie sprzyjały umilaniu lektury. Z drugiej zaś strony widzę potencjał w całkiem interesującym świecie oraz niektórych bohaterach drugoplanowych. Zbierając te wszystkie za i przeciw, wychodzi na to, że otrzymaliśmy przeciętną książkę. I jeżeli nie zrażają was wymienione przeze mnie wady, myślę, że czytelnik może się nawet nieźle bawić.
Za egzemplarz dziękuję:

Komentarze

  1. Może dam jej szansę, gdy będzie okazja ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem bardzo ciekawa tej powieści, dlatego na pewno po nią w przyszłości sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ma plusy, ma minusy, ale ogólnie jestem zadowolona z lektury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja generalnie też, ale uważam, że mogło być lepiej :P

      Usuń
  4. Jeśli pierwsza cześć podobała sie tak bardzo iż sprawdza sie premierę następnej to musi byc super książka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy super, to nie wiem, ale na pewno zaintrygowała mnie na tyle, by sięgnąć po kontynuację :D

      Usuń
  5. Brzmi całkiem nieźle. Wydaje się być fajnym wieczornym czytadłem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że na taki leniwy wieczór się nada :D

      Usuń
  6. Naprawdę brzmi interesująco. Może się skuszę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam zamiar przeczytac tę pozycję od bardzo dawna :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza