5 seriali na wakacje


Czy znacie stronę tiii.me? Po wpisaniu tytułu serialu oraz wybraniu liczby obejrzanych sezonów, zlicza ona, ile czasu zmarnowało się na oglądanie tych serii. Podaje wynik bardzo dokładnie: w dniach, godzinach i minutach. Pomijając fakt, że nie mogłam tam dać wszystkiego, czego chciałam –mianowicie trzech seriali: Resurrection, Jane by desing oraz The Secret Circle, to strona działa w porządku. W związku z tym, że nie mogłam policzyć tych trzech seriali przy pomocy strony, przeliczyłam to ręcznie dzięki kalkulatorowi, zdobywając wynik: 50 dni 7 godzin i 42 minut.

Cóż, zobaczenie takiego wyniku zastanawiało mnie przez chwilę, co ja właściwie robię ze swoim życiem... Tym bardziej, że również lubię bardzo oglądać filmy i czytać książki, a więc czasu na tego typu rzeczy poświęcam całkiem sporo, a niektóre odcinki seriali widziałam po dwa razy, podobnie z filmami (choćby Gwiezdne wojny, które widziałam z cztery razy). Jednak usłyszałam kiedyś, że nie powinniśmy mieć pretensji do siebie za odpoczynek, ponieważ jest on konieczny. Kiedy o tym myślę, to te 50 dni spędzone na serialach wydają mi się być całkiem w porządku. W końcu mogłabym leżeć pijana pod stołem w jakimś barze!
W moim domu seriale zawsze były "na topie". Moi rodzice również je oglądają i spędzili na tym minimum dwa razy tyle czasu, co ja (a stawiam, że nawet więcej). Z tą różnicą, że oni oglądali kiedyś polskie seriale - przede wszystkim te stare: Czterdziestolatka, Stawka większa niż życie, 07 zgłoś się czy Alternatywy 4. Ja z tych wszystkich serii widziałam tylko wybiórcze odcinki i zdecydowanie jestem dzieckiem seriali anglojęzycznych, które również dominują w repertuarze moich rodziców. 
Pierwszy amerykański serial zaczęłam oglądać w wieku dziesięciu lat i były to Gotowe na wszystko. Zasiadałam z moją mamą przed komputerem i przyglądałam się przygodom tych kur domowych. Co prawda zaczęłam od trzeciego sezonu, ale jakoś szczególnie się tym nie przejęłam i szybko wkręciłam się w akcję. Potem przyszedł czas na Zaklinacza dusz. A po tych dwóch poszło już z górki. Oglądałam to, co akurat mnie zaciekawiło. Większość seriali zaczynałam właśnie dzięki moim rodzicom, zerkałam im przez ramię, przyglądając się temu, co oglądają. Jeżeli mi się podobało - brałam się za ten serial, jeżeli nie wydawało się ciekawe - wypierałam te kilka scen z pamięci. 
Dla niektórych oglądanie seriali to marnowanie czasu i bycie życiową porażką - gapisz się w ekran i śledzisz przygody jakichś wymyślonych postaci. A do tego ja potrafię na tym spędzić kilka godzin dziennie! Jednak dla mnie jest to po prostu forma rozrywki, czasochłonna i nie dająca korzyści typu: wysportowana sylwetka, rozwijanie jakiegoś talentu... Aczkolwiek dla mnie i tak pozostanie jedną z lepszych możliwości na spędzenie czasu. 
W związku z tym, że zbliżają się wakacje wyszłam z założenia, że mogłabym podać kilka seriali godnych polecenia. Uznałam, że wybiorę moich pięć ulubionych, które są zakończone, więc nie trzeba czekać dwóch lat na kontynuację (czyt. Sherlock - notabene to jest naprawdę straszne! Czeka się dwa lata na trzy odcinki!).

Eureka to miasteczko założone przez prezydenta Trumana z inicjatywy Alberta Einsteina dla najinteligentniejszych ludzi na świecie. I to właśnie ich można tutaj spotkać - geniuszy. Praktycznie każdy nim jest, włącznie z pewnym psem. Większość tych osób pracuje dla Global Dynamics, ośrodka naukowego, w którym powstają najnowocześniejsze dzieła techniki. Pewnego wieczora, w trakcie burzy, Jack Carter wraz ze swoją nastoletnią córką zatrzymują się w Eurece. Są nieświadomi, że to miasto geniuszy, w którym wynalazki wymykają się spod kontroli ich twórców. Jack nie należy do osób najmądrzejszych, jest sprytny, ale nie rozumie, gdy zaczyna się do niego mówić o mechanice kwantowej czy chemii organicznej. Mimo to pomaga rozwiązać pewną sprawę i zostaje mianowany szeryfem Eureki, gdzie pozostaje, aby pomagać mieszkańcom z ich problemami. To właśnie dzięki Jackowi widzowie są w stanie zrozumieć, o co momentami chodzi ze względu na naukowy żargon. Serial zaliczyłabym do komedii science-fiction. Jest naprawdę dobry, ciekawy i zabawny i warty uwagi. Mnie osobiście pochłonął, choć pierwotnie zaczęłam go oglądać od środka. Tak, jest to jeden z tych seriali, które poznałam dzięki mojej mamie. Dopiero po paru odcinkach wzięłam się za pierwszy odcinek pierwszego sezonu. 

Skoro mówimy o Eurece, to nie może zabraknąć Magazynu 13. Seriale te są sobie o tyle pokrewne, że w niektórych odcinkach pewne postacie z Eureki pojawiają się w Magazynie 13 i na odwrót. Jest to również serial z dziedziny science-fiction. 
Po uratowaniu życia prezydentowi dwójka członków Secret Service, Peter Lattimer i Myka Bering, zostają przeniesieni do tajemniczego Magazynu 13, który znajduje się w Południowej Dakocie na kompletnym odludziu. Okazuje się, że gromadzone są tam tajemnicze artefakty, które w niepowołanych rękach mogą stanowić zagrożenie dla całego świata. Kiedy któryś z tych obiektów "budzi się do życia" agenci Magazynu są wysyłani, aby je odnaleźć i zneutralizować nawet za cenę własnego życia. 
Szczerze powiedziawszy uwielbiam ten serial. Strasznie mi się podobał i naprawdę żałowałam, że tak szybko się skończył, choć trzeba przyznać, że dobrze się stało (z czasem we wszystkim można przesadzić). Jest na pewno tajemniczy, momentami trochę pogmatwany, ale pełen humoru, ciekawostek historycznych i dziwnych sytuacji.

Główną zasadą Following jest: podejrzewaj każdego. W gruncie rzeczy nawet sympatyczna, urocza sąsiadka z naprzeciwka może mieć trupa w piwnicy i trzy inne morderstwa na koncie. Jednym z takich seryjnych zabójców jest były wykładowca literatury amerykańskiej - Joe Carroll, wielki fan Edgara Allana Poe. Za swoje zbrodnie został skazany na karę śmierci, po tym, jak złapał go agent FBI Ryan Hardy. Niestety Carrollowi udaje się uciec, dzięki pomocy wyznawców ze stworzonej przez niego sekty. Teraz postanawia dokończyć swoje sprawy, czego wcześniej nie było dane mu zrobić. Ryan Hardy, który porzucił pracę w FBI musi wrócić i po raz kolejny schwytać Joe Carrolla zanim ten zabije jeszcze więcej osób... 
Niby jest to serial zakończony, jednak z góry uprzedzam, że trzeci sezon kończy się furtką do czwartego, który nie powstanie. Oprócz tego tylko pierwszy sezon jest naprawdę dobry, potem poziom serialu drastycznie spada i leci na łeb na szyję. Wydaje mi się jednak, że warto go obejrzeć choćby ze względu na te pierwsze odcinki, kiedy mamy do czynienia z prawdziwą intrygą. 

Jak poznałem waszą matkę - o tym serialu słyszał chyba każdy. Był dość popularny i na topie, a według mnie jest jednym z lepszych i zabawniejszych seriali na odreagowanie. Cały serial jest jedną wielką retrospekcją Teda Mosbiego, który opowiada swoim dzieciom historię tego, jak poznał ich matkę. Był architektem, mieszkającym w Nowym Jorku wraz z dwójką swoich przyjaciół: Marshalem Eriksenem i Lily Aldrin. Większość czasu ta trójka spędza w barze wraz ze swoim kumplem, kobieciarzem Barneyem Stinsonem i dziennikarką z Kanady Robin Scherbatsky. Serial przedstawia ich historię, problemy, przygody, a przede wszystkim skupia się na aspekcie tego, jak doszło do poznania tytułowej Matki przez Teda. 
Należę do grona ludzi, których lekko rozczarowało zakończenie ostatniego sezonu, ale i tak dalej należy on do moich ulubionych seriali. Z zainteresowaniem czekałam na to, kiedy okaże się, kto jest Matką. Bardzo szybko wciągnęłam się w fabułę i na pewno nieraz śmiałam się wraz z bohaterami. 

Przez chwilę wahałam się, co dać jako ostatni serial do polecenia. Rozważałam wyżej wspomniane Gotowe na wszystko, Zaklinacza dusz, no i Doktora House'a. Skłaniałam się ku temu środkowemu, gdyż wydawał mi się najmniej znany, ale jednak zdecydowanie wolę House'a od Melindy Gordon (aczkolwiek dalej gorąco polecam Zaklinacza dusz jeżeli kogoś interesuje nuta horroru). 
Dr. Gregory House jest bardzo niekonwencjonalny, szalony, sarkastyczny, wredny i absolutnie niesamowity. Ten kuśtykający, uzależniony od Vicodinu pesymista to najlepszy lekarz diagnostyczny, jaki stąpa po tej ziemi. Wraz ze swoim zespołem przyjmują pacjentów z najbardziej wymyślnymi przykładami chorób i zajmują się ich leczeniem. Oczywiście to tylko początek, z czasem oprócz tego akcja skupia się na przeżyciach House'a oraz jego "przyjaciołach" ze szpitala. Myślę, że to postać, którą bardzo łatwo pokochać (to gratka dla fanów Sherlocka, gdyż House'a wzorowano właśnie na postaci sir. Arthura Conan Doyle'a) i jeżeli ktoś jeszcze nie widział tego serialu, to koniecznie powinien na niego spojrzeć. Koniecznie! W trybie natychmiastowym, mój drogi czytelniku, włącz pierwszy odcinek.

Wiem, że są to seriale dość "mainstreamowe", aczkolwiek inne ciekawe, dobre i mniej znane zazwyczaj kończą się po jednym sezonie ze względu na małą oglądalność. Szczególnie ubolewam nad losem FlashForward czy Terra Nova. W przypadku obydwóch serii wyszedł tylko pierwszy sezon... Na nic zdały się prośby widzów. Aczkolwiek jeżeli kogoś nie zraża to, że historia nie jest zakończona, to naprawdę gorąco polecam. A mi teraz pozostaje tylko wrócić do oglądania Supernaturala.

Komentarze

  1. Czwarty serial jeszcze czasem obejrzę ^^
    I przepraszam, ale przez przypadek zamiast odpowiedz przy Twoim komentarzu u mnie usunęłam go :( Bardzo przepraszam, bo naprawdę podobały mi się Twoje opinie na temat tych książek.
    Ale przeczytałam Twoje opinie i co do czterech książek (w tym Ognistej - na nie się bardzo nie nastawiam ^^ Tzn sądzę, że to książki dla rozrywki na jeden wieczór. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, oczywiście mam całą jego treść na e-mailu, więc gdybyś chciała wstawić go ponownie - mogę ci wysłać :)

      Hm, Eleonora i Park.... Wiesz, ja czuję już presję, że nie znam tej książki, a na każdym blogu dostaje pozytywne recenzje xd

      Usuń
    2. Spoko, nie ma problemu :D Mogę go wstawić jeszcze raz :) Wyślesz mi go na maila: opopiel@interia.pl ? Wtedy go wstawię na twojego bloga.
      Jeżeli chodzi o Eleonorę i Parka, to tutaj pisałam opinię na temat tej książki, jeżeli jesteś jej ciekawa. Dla wiele osób to wow i naprawdę "must read", a dla mnie ot taka książka. http://mimregion.pl/nowi-romeo-i-julia/

      Usuń
    3. Już wysłałam, ale przepraszam za problem :)
      Do recenzji zajrzę, bo pierwszy raz słyszę o niepozytywnej. Ja do książki jestem nastawiona sceptycznie, zwłaszcza, że to nie moje klimaty, ale stwierdziłam, że jeśli trafi mi w ręce - spróbuję. ^^

      Usuń
    4. Nie masz za co przepraszać :D
      Cóż, większości osób ta książka się podoba, też raczej nie spotkałam się z negatywnymi i ja też nie skreślam tej książki, ale nie było to coś "wow".

      Usuń
  2. Ja nie oglądam seriali:). Jakoś...nie umiem ich regularnie oglądać...kiedyś przymierzałam się do ''Na dobre i na złe'' ( w dzieciństwie, jak był jeszcze Artur Żmijewski ), ''M jak miłość'', potem ''Pierwsza miłość''. Nawet oglądałam parę odcinków pod rząd, ale po prostu...jednego nie obejrzałam i straciłam ochotę;].
    Powiem jednak, że ''Zaklinacza dusz'' i ''Doktora Housa'' mogłabym oglądnąć ponownie, bo całkiem podobały mi się i miło się oglądało:). To były naprawdę dobre czasy...;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat na temat polskich seriali nie wiem nic :( Już lepiej orientuję się w fabule "Mody na sukces" niż "M jak miłość". Aczkolwiek jeżeli kiedyś będziesz miała czas, to serio warto obejrzeć te seriale, które wymieniłam, są naprawdę ciekawe ^^

      Usuń
  3. Jakoś nigdy nie kręciło mnie do oglądania seriali i nie sądzę, aby to w najbliższym czasie się zmieniło. Chociaż miałam pewien okres, kiedy chciałam oglądać "Supernatural" (z czego nic nie wyszło :p).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no nie każdy lubi seriale :D Na przykład mam przyjaciółkę, którą nudzi perspektywa tego, że to tyle trwa. Aczkolwiek "Supernaturala" polecam, jeżeli kiedyś wróciłyby ci chęci do oglądania :P

      Usuń
  4. House'a kilka lat temu oglądałam namiętnie, oglądałam w TV, oglądałam w internecie, oglądałam powtórki, jakby było słuchowisko w radiu, to też bym pewnie słuchała :) Z tych przytoczonych przez Ciebie wiele dobrego słyszałam o The Following - może i się wezmę, bo mi się Agentka Carter skończyła ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. House to klasyk, który jest naprawdę dobry.
      Following jest ciekawe, aczkolwiek, jak wspomniałam w poście, pierwszy sezon najlepszy.
      Mam w planach Agentkę Carter, ciekawe?

      Usuń
    2. Z Agentkę przyznam, że po pierwszych czterech odcinkach odpuściłam oglądanie, bo - jak w przypadku innych produkcji Marvela - miałam ciągle wrażenie, że jakiegoś filmu nie obejrzałam, albo komiksu nie przeczytałam i przez to coś mi w tym serialu umyka. A potem nagle wróciłam i ciurkiem dooglądałam do końca, bo od piątego odcinka akcja rusza z kopyta, fabularne zakrętasy są zaskakujące, pojawia się odpowiednio demoniczny czarny charakter (którego brakowało na początku) i tak aż do finału, który naprawdę trzyma w napięciu (chociaż nie tak jak odcinek przedostatni). No i warto dla ciekawych bohaterów, braku wątku romansowego i przesympatycznego Jamesa D'Arcy'ego w roli Jarvisa (facet jest stworzony do takich ról).

      Usuń
    3. Moja wiedza ze świata Marvela opiera się przede wszystkim na filmach (w przypadku X-Menów dodatkowo na kreskówkach i informacjach wyczytanych na wikiach), gdyż komiksy mam dopiero w planach. Dlatego też często mam wrażenie, że nawet, jak będą jakieś nieścisłości, to ich nie wykryję. Aczkolwiek może nie będzie tak źle z tą Agentką Carter, choć trochę dezorientuje mnie kwestia Jarvisa jako osoby z krwi i kości, a nie programu... Cóż, tym bardziej muszę to obejrzeć!

      Usuń
  5. A gdzie "Wikingowie" ?! XD
    Oglądam bardzo niewiele seriali, żadnego z tych nie widziałam. Ale może się skuszę ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jeszcze nie zaczęłam! Ale zacznę! Poza tym wpisałam tutaj listę seriali, które są zakończone, a "Wikingowie" chyba jeszcze się nie skończyli (?)

      Usuń
    2. A no chyba, że tak ^^ Serdecznie polecam ;]
      Nie, jeszcze nie.

      Usuń
  6. Hosue'a uwielbiałam! Podobnie jak Gotowe na wszystko :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza