„Przeklęci święci‟ – Maggie Stiefvater [recenzja]


Pełna tajemnic książka o tym, czy warto wierzyć w cuda i czym dla każdego jest cud. W zagadkowym miasteczko Bicho Raro w stanie Kolorado mieszka trójka kuzynów. Ich życie płynie w sennym rytmie, choć robią wszystko, żeby w ich okolicy stało się coś ciekawego. Jeden z kuzynów, Joaquin prowadzi nawet piracką stację radiową. Cała trójka –  Beatriz, Daniel i Joaquin – czeka, aż wreszcie stanie się cud. Ale cuda w Bicho Raro są inne od spodziewanych...

Widząc informację o nowej książce Stiefvater przeszedł mnie dreszcz ekscytacji. Czytałam wiele książek tej autorki wydanych w Polsce i pomijając jedną – wszystkie mi się bardzo podobały. Dlatego nawet nie zagłębiałam się w opis tej książki, bo gdy tylko zobaczyłam nazwisko na okładce, pomyślałam, że muszę mieć Przeklętych świętych na półce.

I właśnie ze względu na tę ekscytację już na pierwszych stronach zderzyłam się ze ścianą – wysoką, zrobioną z żelbetonu, na którą pędziłam z prędkością stu kilometrów na godzinę. Nie muszę chyba mówić, że nie było to przyjemne uczucie. Przez siedemdziesiąt stron, a więc blisko 1/3 książki nie miałam pojęcia, o co chodzi. Przyswajałam informacje, ale wyglądało na to, że nie łączą się one w spójną całość. Kiedy niedługo przed setną stroną w końcu zrozumiałam ideę Przeklętych świętych, wcale nie wciągnęłam się bardziej w tę powieść. Bo tak naprawdę przez kolejne sto stron nic się nie dzieje. Akcja nabiera tempa około dwusetnej strony i dopiero wtedy sprawia, że czytelnik zaczyna się głowić: co będzie dalej?

Wiem, co teraz myślicie – książka, która ma 300 stron, z czego właściwie 100 ostatnich reprezentuje sobą względnie wartką akcję? To na pewno nie oznacza dobrej lektury. I cóż, jeżeli oceniać Przeklętych świętych tylko przez ten pryzmat – to macie rację, to nie jest fascynująca powieść, która wciąga czytelnika na kilka godzin dobrej zabawy. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia ze złą książką.

Im bliżej końca byłam, tym bardziej uświadamiałam sobie, że w tej książce nie chodzi wcale o fabułę. Tak naprawdę akcja nie jest szczególnie istotna dla tej powieści (może ze względu na to praktycznie jej nie ma). Miejscami miałam nawet skojarzenia z Prawiekiem i innymi czasami Tokarczuk (może zdaniem niektórych strzelam sobie w stopę porównując do siebie te dwie autorki) – tu nie chodzi o doskonałą zabawę przy czytaniu historii poszczególnych bohaterów, tylko zrozumienie pewnych prawd ukrytych za woalem mistycyzmu.

Przeklęci święci to powieść o przemianie. Pokazuje grupę ludzi, która odważyła się zawalczyć o siebie i swoje szczęście, jednak zanim to zrobią, muszą pogodzić się ze swoją przeszłością oraz wadami – muszą nauczyć się akceptować samych siebie takimi, jakimi są. To opowieść o ludziach żyjących w strachu przed ruszeniem naprzód. To także historia o przypominaniu sobie, że czasami trzeba sięgnąć do przeszłości, aby wyciągnąć z niej coś dla swojej przyszłości. I to było dla mnie na tyle urzekające, że jakoś na sam koniec nawet się wzruszyłam.

To co jeszcze przyciąga w książkach Stiefvater, to jej talent do tworzenia postaci. Jej bohaterowie nigdy nie są idealni, zazwyczaj mają skazy, które zostają dodatkowo podkreślone, nadając im groteskowości. Nie inaczej było w przypadku Przeklętych świętych, gdzie każda, jedna postać ma w sobie coś indywidualnego, niesamowitego i przyciągającego. Do tego są opisani w naprawdę ciekawy sposób, a to wszystko składa się na to, że zwyczajnie da się ich lubić oraz z sympatią śledzi się ich losy.

Zresztą w ogóle opisy Stiefvater w tej książce są dobre. Trafnie opisała miejsca zamieszkiwane przez Soriów. Opisy są na tyle plastyczne, że czytelnik doskonale potrafi sobie wyobrazić Bicho Raro. Osobiście niemal czułam pustynny piach oraz gorące promienie słońca na skórze. A coś takiego warto docenić.

Na początku myślałam, że to nie jest książka dla mnie. Jednak z czasem przekonałam się, że jest to książka bardzo osobista, którą każdy odbierze nieco inaczej. Bo każdy czasami potrzebuje cudu. Nawet jeżeli jeszcze o tym nie wie.



Za egzemplarz dziękuję

Komentarze

  1. Właśnie czytam drżenie tej autorki, z pewnością dam też szansę przeklętym świętym ;> jestem ciekawa jak ja odbiorę te powieść. Brak akcji nie przeszkadza mi jeśli nie oczekuję jej od danej historii i wybieram ją pod innym kątem - takiej spokojnej do rozkpszowania się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim przypadku książka może Ci się spodobać :D Tylko trzeba mieć świadomość braku wartkiej akcji, aby się nie sparzyć ^^

      Usuń
  2. Trochę obawiam się braku wartkiej akcji. I niezbyt miłe wspomnienia zostały po Kruczym cyklu. Nie wiem czy się zdecydować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, zależy, co cię odrzuciło w Kruczym cyklu. Jeżeli styl autorki albo kreacja bohaterów, to może faktycznie lepiej sobie darować. Jeżeli jednak negatywem była fabuła, to w sumie może warto dać Stiefvater drugą szansę?

      Usuń
  3. Miałam różne przeżycia ze Stiefvater, ale akurat tę książkę chętnie przeczytam. Po przeczytaniu i wysłuchaniu paru już opinii na temat "Przeklętych Świętych", wydaje mi się, że przy ich odbiorze ważne jest pamiętanie właśnie o tym, na co ty zwracasz uwagę - że jest to lektura niemal pozbawiona akcji, ale za to skupiająca się na zaznaczeniu jakichś wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak :) Mając tę świadomość książkę już od pierwszych stron będzie odbierać się w zupełnie inny sposób.

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza