„Małe Licho i tajemnica Niebożątka‟ – Marta Kisiel [recenzja przedpremierowa]

W pewnym starym, niesamowitym domu na uboczu, za wysokim ogrodzeniem, mieszka chłopiec imieniem Bożek, zwany też Niebożątkiem, który nigdy nie jest sam. Bo oprócz starej skrzyni ze skarbami i najfajniejszej mamy pod słońcem ma też najprawdziwszego anioła stróża… a pod jego łóżkiem mieszka potwór, który ciągle podkrada mu kapcie.

Nadchodzi jednak dzień, kiedy Bożek musi wreszcie opuścić swój niezwykły dom i poznać lepiej świat po drugiej stronie ogrodzenia – świat bez szumu anielskich skrzydeł i uścisku potwornych macek. Tylko czy jest na to gotowy? I czy sam świat również jest gotowy na Bożka oraz wielką tajemnicę, jaką skrywa chłopiec?

Marta Kisiel to autorka po którą sięgam w ciemno, od kiedy prawie pięć lat temu przeczytałam Dożywocie (jeszcze w starym wydaniu, ha!). Pokochałam jej postacie, sposób prowadzenia historii, a przede wszystkim uwielbiam jej styl. Dlatego mimo że nie jestem już dzieckiem, to bez oporów postanowiłam przeczytać Małe Licho i tajemnicę Niebożątka. No bo: po pierwsze to Kisiel, po drugie to Dożywocie. Czego chcieć więcej?

Historia przedstawiona na dwustu stronach z samego początku jest urocza i sprawia, że czytelnikowi robi się ciepło na sercu. Nawet szkolne dramaty Bożka, który jest zupełnie inny od swoich kolegów i koleżanek ze szkoły nie psują sielankowego nastroju. Jednak każdy, kto czytał Dożywocie wie, że spokój nie istnieje. Dlatego też z czasem akcja nabiera tempa, a problemy Bożka zaczynają mnie zupełnie inną naturę niż nieznajomość Transformersów. To z kolei sprawia, że historia Licha oraz Bożka przekształca się w opowieść o więziach, przyjaźni oraz miłości z nutą makabry oraz XIX-wiecznego romantycznego bzika.

Małe Licho i tajemnicę Niebożątka czyta się szybko i przyjemnie. Czytelnik z ciekawością chłonie kolejne wydarzenia oraz zapoznaje się z mniejszymi bądź większymi problemami bohaterów. Ze względu na liczne odwołania do Dożywocia, niektórzy mogą się zastanawiać, czy książkę można czytać bez znajomości Dożywocia oraz Siły niższej. Odpowiadając: tak. Małe Licho i tajemnica Niebożątka to osobna seria, która najważniejsze wątki istotne dla obydwóch cyklów wyjaśnia, a przy okazji tworzy zupełnie nową historię. Co za tym idzie: książkę może przeczytać każdy.

Odczuwałam pewną tęsknotę za bohaterami Dożywocia, szczególnie do moich ulubionych, czyli Konrada, Szczęsnego i Tsadkiela (tak, wiem, że to może być szokujący dobór postaci), dlatego z radością przyjmowałam każdą informację na ich temat. Książka właściwie nie wprowadza za bardzo nowych postaci, jednak te, które mogli poznać już wcześniej fani Dożywocia zostają rozwinięte o kolejne wątki, a ich charaktery ubarwiają się. Historia obraca się wokół Bożka, który jest wyjątkowym i dziwnym dzieckiem. W ten sposób otrzymujemy kolejną, niebanalną postać w kiślowersum.

Ciekawiło mnie, jak Kisiel poradzi sobie ze swoim stylem w książce skierowanej – bądź co bądź – do młodszego czytelnika. W końcu długie, wielokrotnie złożone zdania i używanie nieco trudniejszych słów nie będzie odpowiednie dla dziecka. Z drugiej zaś strony: nie umiałam sobie wyobrazić Kisiel bez kiślowego stylu pisania. Z ulgą przyjęłam, że charakterystyczny sposób pisania został zachowany, przy jednoczesnym uproszczeniu go na rzecz dziecka. Podkreślam, że został uproszczony, ale przy tym nie stał się infantylny.

Małe Licho i tajemnica Niebożątka ma w sobie elementy komediowe, które zastosowane zostały w wydarzeniach, a także dialogach. Nieraz śmiałam się z wypowiedzi poszczególnych bohaterów, a także komizmu wydarzeń. Nawet w co bardziej dramatycznych sytuacjach miałam problem zachować powagę, jeżeli akurat padło odpowiednio skonstruowane zdanie.

Warto zwrócić uwagę na ilustracje, które zaprojektowała Paulina Wyrt. Chociaż większość postaci wyobrażałam sobie nieco inaczej, to i tak miło było zobaczyć zilustrowane fragmenty powieści, co dodatkowo wywoływało uśmiech na twarzy. Charakterystyczny sposób rysowania poszczególnych postaci sprawi, że niejedno dziecko będzie zadowolone (i nie mam tutaj na myśli tylko małych dzieci, ale takie dwudziestokilkuletnie i starsze dzieci także).

Podsumowując, ta książka była krótką i ciekawą lekturą, która zadowoli każdego fana Dożywocia, sprawiając, że jeszcze raz zajrzy do życia Konrada i reszty jego zgrai. Z kolei dla młodszego czytelnika będzie to niemała gratka i porywająca historia, która w przyszłości może zaowocować lekturą innych powieści Kisiel (kształtowanie swojego fandomu od najmłodszych lat, I see what you did here, ałtorko). Co więcej mogę dodać? Chyba tylko tyle, że czekam na Małe Licho 2. I Alleluja!

Za egzemplarz dziękuję:

Komentarze

  1. Też jestem zachwcyna! Przeczytałam ją jeszcze tego samego dnia, którego do mnie dotarła :) Ale najbardziej uwielbiam jednak mimo wszystko Licho, Gucia i Krakersa <3 A język rzeczywiście był naprawdę bardzo dobry.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam z zapartym tchem na premierę :D Dobrze będzie na przekąskę przed Dożywociem 3 przeczytac Małe Licho <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! "Małe Licho" zdecydowanie zaostrza apetyt.

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza