„Summoner. Rebelia‟ – Taran Matharu


Panować nad demonami mogą tylko wybrani.

Swego pierwszego demona przyzwał z eteru będąc zaledwie ubogim stajennym. Jako pierwszy w dziejach Hominum pochodzący z ludu zaklinacz Arcturus okazuje się kluczową postacią, najważniejszego sekretu arystokracji królestwa. Tymczasem prości ludzie stają do walki o sprawiedliwość, a możni są gotowi zrobić wszystko by utrzymać dawny porządek.

Arcturus trafia do akademii Vocanów, gdzie dzieci arystokratów poznają tajniki zaklinania, magii i demonologii. Prawie natychmiast uświadamia sobie, że otaczają go niemal wyłącznie wrogowie.

Zanim jeszcze ma szansę poszukać przyjaciół, niespodziewanie trafia w sam środek przygody, która zaprowadzi go w serce orkowych dżungli, gdzie sojusze i animozje przestają być oczywiste. Arcturus, sierota z niedawno odkrytym talentem magicznym, staje przed wyborem – po czyjej stronie się opowiedzieć… Ceną może być rozpad całego królestwa.

W trakcie początkowych rozdziałów Rebelii byłam nieco zaniepokojona. Obawiałam się, że Taran Matharu postanowił poczynić historię Fletchera przełożoną na innego człowieka w wersji wiele lat wcześniej. Nie tylko między głównymi bohaterami było dużo podobieństw, ale również system magii, panujący w tym świecie jest nam ponownie tłumaczony w dość szczegółowy sposób. Dlatego też spodziewałam się, że dostaniemy powtórkę z rozrywki jeżeli chodzi o Początek.

Na szczęście już kilka rozdziałów dalej historia zmienia obrót i przedstawia inną stronę świata wykreowanego przez Matharu. O ile w trylogii fabuła obraca się wokół orków oraz wielkich przepowiedni, tak w przypadku prequela poznajemy dość napiętą sytuację polityczną królestwa. Władza obecnego króla działa wielu ludziom na nerwy, krasnoludy są traktowane jako podludzie, a osoby pokroju Arcturusa stanowią niemały problem.

W obliczu tego wszystkiego poznajemy bohaterów, którzy w trylogii o Fletcherze zostali tylko wspomnieni jako postacie historyczne albo pojawiają się zaledwie epizodycznie. To wszystko nadaje historii nostalgicznego wydźwięku, który przyjęłam z radością. Mogliśmy przekonać się, jakimi ludźmi byli za młodu późniejsi „znajomi‟ Fletchera.

Co więcej prequel ten pokazuje genezę kilku istotnych dla przyszłej historii elementów. Nie będę się tutaj zagłębiać w szczegóły, ale widząc pewne wydarzenia, nie potrafiłam zareagować inaczej niż krótkim „wow, czyli oni właśnie...‟. Matharu zazębia wątki z trylogii o Fletcherze z wcześniejszym pokoleniem, pokazując, że to, co miało miejsce w historii Fletchera nie było wcale przypadkowe.

Historia, którą zaprezentował nam w tym prequelu Matharu jest słodko-gorzka, a przy tym niesamowicie wciągająca. Akcja wydaje mi się o wiele mniej przewidywalna oraz typowa dla gatunku niż miało to miejsce w przypadku historii Fletchera. Pod względem wykreowanej fabuły, która nie jest wcale taka cukierkowa, ten tom wypada najlepiej na tle całego Summonera.

A jak się mają inne sprawy w tej książce? Cóż, bohaterowie, których poznajemy reprezentują pewne archetypy, które spotkaliśmy już w trylogii o Fletcherze. Arcturus przypomina wspomnianego chłopaka pod wieloma względami, z kolei jego bliscy również mają pewne cechy, dzięki którym można ich przyrównać do przyjaciół Fletchera. Nie zmienia to faktu, że większość z nich polubiłam, a szczególnie pogodnie przywitałam te postacie, które znaliśmy już z innych Początku.

Matharu pokazał w tym tomie kawałek historii tego świata. Tym razem nie skupił się tak bardzo na demonach, magii czy orkach, ale na tak przyziemnych sprawach jak polityka. I całkiem dobrze mu to wyszło. Właściwie nie mam pod tym względem żadnych zażaleń. Po początku, który ponownie przedstawił mi mechanikę świata (co było zbędne, ale potrzebne Arcturusowi) było już tylko lepiej!

Po dość niezadowalającym początku, jestem zaskoczona, jak bardzo spodobała mi się ta książka. Przypadła mi do gustu o wiele bardziej od samej trylogii i na pewno będzie świetną gratką dla fanów Summonera. To nie tylko okazja, aby zobaczyć historię tego świata z trochę innej strony, ale także uzupełnienie do Summonera, które w kilku sprawach może nieźle zaskoczyć.
Za egzemplarz dziękuję:
Nie bądź ukwiał, polajkuj Kulturalną Meduzę na Facebooku!

Komentarze

  1. Oj, totalnie nie mój kllimat, także tym razem odpuszczam. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wypadałoby przeczytać, skoro poznałam już trzy główne tomy XD Chociaż za bardzo mnie nie ciągnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama byłam trochę niepewna, ale potem spodobało mi się nawet bardziej od samej trylogii :D

      Usuń
  3. A ja dopiero po 1 tomie jestem. Ach, wypadałoby to kiedyś nadrobić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Tym bardziej, że tobie 1 tom bardzo się podobał :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza