Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie [recenzja bezspoilerowa]

gwiezdne wojny skywalker odrodzenie recenzja
Imperator powrócił? A może to jakaś dziwna sztuczka? Niezależnie od tego, co stoi za dziwnym komunikatem: przed Ruchem Oporu stoi kolejne wyzwanie. Ponownie muszą stawić czoła Najwyższemu Porządkowi.

Nie jestem fanką najnowszej trylogii Gwiezdnych wojen. Nie przekonuje mnie historia oraz kiepsko zbudowane postacie. Dlatego też do Skywalker. Odrodzenie podchodziłam ze sceptycyzmem. Ogromnym sceptycyzmem. Spodziewałam się dna totalnego, które na sam koniec skrytykuję. Okazało się jednak, że nie wyszło wcale tak źle.

Fabuła w tym filmie miała za zadanie podsumować wszystkie dotychczas rozpoczęte wątki, odpowiedzieć na nurtujące nas pytania oraz zakończyć historię Skywalkerów. Pomijając fakt, że zostawiono mnie z kilkoma nowymi zagadkami, film zrealizował swoje cele. A zatem w końcu zdobywamy informacje, na które tak bardzo czekaliśmy, mamy kilka momentów, w których można powiedzieć „aha‟ i otrzymujemy zwieńczenie dziewięciu epizodów. Ale jak to wyszło?

Cóż, główny motyw, który wywoływał konsternację u fanów na całym świecie od pojawienia się pierwszego zwiastuna, w którym słyszymy głos Imperatora, wyszedł okropnie. Nie będę was okłamywać: wszystko, co związane z tym wątkiem było jak dla mnie beznadziejne. Naprawdę uważam, że przesadzono i wygląda to tak, jakby twórcy postanowili iść na łatwiznę. A szkoda, ponieważ wydaje mi się, że ta historia miała potencjał i najwidoczniej z braku lepszego pomysłu postanowiono ją mocno spłaszczyć.
Pomijając ten element (który swoją drogą najbardziej mnie boli), dostajemy historię przepełnioną akcją. Nie oczekujcie długich, powolnych scen, w których powoli buduje się napięcie. Nie, tutaj w każdej klatce coś się dzieje. Co rusz mamy do czynienia z jakimś plot twistem – niektóre są mniej, niektóre bardziej przewidywalne, ale faktem jest, że przepełniają ten film. W związku z tym widz na pewno się nie będzie nudził. Pytanie tylko: czy będzie usatysfakcjonowany tym, jak poprowadzono historię?

O samych bohaterach nieco więcej za chwilę, jednak już teraz chciałabym powiedzieć, że wprowadzono dodatkowe wątki, które pozwalają na ich lepsze poznanie. Oprócz epickich walk w kosmosie oraz na miecze świetlne, mamy do czynienia z wewnętrznymi sporami poszczególnych postaci. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ pozwala na ich lepsze zrozumienie. Zarazem zostaje wprowadzonych kilka nowych postaci, które nadają kolorów historii, a przy tym zapomniano o niektórych zaprezentowanych nam we wcześniejszych epizodach (przez to w trakcie seansu odniosłam wrażenie, że ich istnienie jest całkowicie zbędne).

Odnoszę wrażenie, że fabuła jest mocno niezrównoważona. Z jednej strony dostajemy kilka satysfakcjonujących scen z niezłymi walkami, fajnymi zwrotami akcji, ciekawymi rozwiązaniami, a z drugiej zapomniano o paru bohaterach, dodano naciągane wątki bądź uznano, że w imię dramatyzmu, umniejszy się zdolności poszczególnych postaci... Trudno tutaj jednoznacznie powiedzieć, czy fabuła wyszła dobrze. Miała ona zarówno swoje gorsze, jak i lepsze momenty, które każdy widz odbierze nieco inaczej.
Bohaterowie stanowili dla mnie największą bolączkę najnowszej trylogii. W poprzednich dwóch częściach nie polubiłam nikogo. Ba! Praktycznie każdego bohatera szczerze nie dzierżyłam. Nie rozumiałam peanów na cześć Kylo Rena – dla mnie był rozwydrzonym dzieciakiem; nie widziałam powodów, by odczuwać sympatię do Rey – stanowiła podręcznikowy przykład Mary Sue; z kolei Finn i Poe byli zbyt nijacy. Uwierzcie mi, wiele żali wylałam z tego powodu. Jednak w Skywalker. Odrodzenie każdy z tych bohaterów zyskał w moich oczach.

Nie wiem, co skłoniło twórców do wprowadzenia pewnych zmian w kategorii bohaterów, ale wyszło im to na dobre. Każdy z nich zaprezentował się o wiele lepiej, bardziej ludzko oraz ciekawiej niż w poprzednich dwóch częściach. Mam wrażenie, że zdobyli nieco więcej głębi, której wcześniej zabrakło. Nagle byłam w stanie sympatyzować z bohaterami, a nawet im współczuć. Ze wszystkich trzech części zostali najlepiej wykreowani w tym epizodzie. Żałuję jedynie, ze nastąpiło to tak późno. Gdyby już od Przebudzenia mocy prowadzono taką narrację, jestem przekonana, że miałabym swoich ulubieńców.

Muszę też wspomnieć, że pod względem bohaterów film wygrały droidy. Zresztą one zawsze sprawiały, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. W każdym produkcie Gwiezdnych wojen są wykreowane w bardzo specyficzny sposób, który pozwala mi ich szczerze polubić. A z nich wszystkich (C3PO, R2D2, BB8, D-0) najlepiej wypada ze swoją linią dialogową C3PO. To właśnie on wprowadzał najwięcej elementów comic relief.
Postawiono na kilka scen, które powinny wzbudzać emocje: żal, współczucie, grozę albo rozbawienie, jednak moim zdaniem dominuje nostalgia. Parę razy uśmiechnęłam się na słowa C3PO, posmutniałam, widząc przykre wydarzenia na ekranie, jednak najwięcej emocji, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, wzbudziło we mnie „puszczanie oczka‟ do widza.

Podobnie jak w poprzednich dwóch częściach znajdziemy bohaterów bądź wydarzenia, które nawiązują do starszych epizodów. Niektóre te zabiegi wyszły bardzo fajnie, poczułam się usatysfakcjonowana, z kolei inne... nieco mniej. Nie zdziwię się, jeżeli niejeden widz uzna je za przesadzone, zbyt (z braku lepszego słowa) cheesy. Jednak w moim odczuciu dominowały te, które wzbudzały raczej pozytywne emocje, więc potraktuję to jako zabieg na plus. A na pewno pozwalający nieco przykryć potknięcia innego rodzaju...
Nie mogę nie wspomnieć o kwestii wykonania tego filmu. Po pierwsze sposób montażu niektórych scen był... specyficzny. Mamy serię krótkich scen, które przeskakują z jednego miejsca akcji do drugiego i na początku bardzo mi się ten zabieg nie podobał. Wydawało mi się, że na ekranie panuje chaos, który nie pozwala nam się zatrzymać przy żadnej postaci na chwilę. I nie wiem, czy z czasem się do tego przyzwyczaiłam, czy sceny nieco się wydłużyły, jednak w końcu – na szczęście! – staje się to mniej irytujące.

Oczywiście nie można niczego odjąć muzyce, które została naprawdę dobrze wykonana. Zresztą jak zawsze jest to pozytywny aspekt tych produkcji. Utwory są odpowiednio dobrane do poszczególnych scen, wywołują u widza dreszcze... Nie mogę niczego zarzucić Johnnowi Williamsowi w tym aspekcie!

Podsumowując, dla mnie Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie to najlepsza część z nowej trylogii. Nie oznacza to jednak, że uważam tę produkcję za udaną. Ma swoje potknięcia (mniejsze i większe), na które nie mogę przymknąć oka. Jednak mimo to całkiem nieźle się bawiłam w trakcie seansu, widząc, jak poszczególne wątki zostają domknięte. Dlatego też: fani serii powinni się zapoznać z IX epizodem jak najszybciej!

Nie bądź ukwiał, polajkuj Kulturalną Meduzę na Facebooku!

Komentarze

  1. Na pierwszej części zasnęłam :D Przespałam prawie całą, obudziłam się pod koniec. Na drugiej chyba byłam w kinie... Kompletnie nic z niej nie pamiętam, ale chyba oglądałam. Na trzecią dostałam pytanie, czy chcę iść do kina, ale moja mina stanowiła odpowiedź i pewnie obejrzę dla świętego spokoju. Kompletnie nijaka seria, która nawet w pamięci nie zostaje :D Ja akurat nie rozumiem całego szumu w okół tego...

    Będziesz pisać o serialu Wiedźmin? Jestem ciekawa :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co rozumiem, mówisz tutaj tylko o epizodach VI-IX? One faktycznie w moim przekonaniu są niezbyt udane, warto się zapoznać ze starszymi filmami, może one Cię przekonają. A jeżeli nie, to trudno! Nie jest to seria dla każdego.

      Przyznam szczerze, że sama się nad tym zastanawiam i wątpię :/ Napisałabym o tym dopiero w styczniu, kiedy większość szumu już opadnie, a do tego czasu zdąży powstać tysiąc innych recenzji. Wspominałam co nieco o "Wiedźminie" na fanpage'u i chyba na tym też poprzestanę. Trochę się obawiam recenzowania tego ze względu na brak znajomości gier i książek.

      Usuń
  2. Na ten film dopiero się będę wybierać z bratem po świętach. Również w poprzednich dwóch częściach miałam mały problem z bohaterami, jedynie jakoś polubiłam Poe. Zobaczymy jak odbiorę tą część. Siódmą po latach uważam za przeciętny film, który grał na nostalgii, ósmą lubię za zdjęcia.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że ta część przypadnie Ci do gustu. Szczególnie bohaterowie :D Poe zdecydowanie tutaj zyskuje!

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza