Diuna [bezspoilerowa recenzja filmu]

diuna recenzja
Szlachetny ród Atrydów przybywa na Diunę, będącą jedynym źródłem najcenniejszej substancji we wszechświecie.

Diuna zawsze była w specyficzny sposób obecna w moim życiu. Kiedy byłam dzieckiem, lubiłam przyglądać się obszernej biblioteczce rodziców. Z rozdziawionymi ustami patrzyłam na potężne tomy lub rozległe serie. Do dzisiaj mam obrazki w głowie z mieszkania z dzieciństwa, gdzie na półce stoi Gra o tron, a niedaleko niej cykl o Diunie. Nie oznacza to jednak, że kiedykolwiek czytałam którąkolwiek z tych książek...

Dlatego też nie podchodziłam do tego filmu z ogromnym entuzjazmem. Nie śledziłam na bieżąco newsów, zwiastun trochę przeszedł dla mnie bez echa, a pomijając Chalamenta i Zendayę, którzy byli intensywnie wykorzystywani do promocji filmu, w sumie nie wiedziałam, kto tam gra. Co nie zmienia faktu, że ogólne podekscytowanie popkulturalnego światka dało mi się we znaki i niedługo po premierze sama postanowiłam film obejrzeć.
diuna recenzja bezpoilerowa
Jako osoba, która ma zerową możliwość, aby zestawić obejrzany film z książką, pewnie odbieram ją inaczej niż zagorzali fani serii, którzy analizowali każdy kadr. Przez zignorowanie zwiastuna, w sumie nie byłam nawet pewna, czego oczekiwać fabularnie po tym filmie. Mimo to udało mi się naprawdę nieźle wciągnąć, ale... nie zmienia to faktu, że kilkukrotnie się pogubiłam.

W produkcji pojawia się dużo nazw planet, rodów, rad, tytułów (w różnych językach) oraz imion. Dla mnie, osoby, która zawsze ma problem z zapamiętaniem takich informacji, bywały niełatwe momenty w trakcie oglądania Diuny. Musiałam dopytywać, czy na pewno dobrze rozumiem, co się dzieje i dość mocno skupić się, aby być zorientowaną w temacie. Dlatego jeżeli Wy też gubicie się w sytuacji, w której dostajecie masę osób, mnóstwo nowych wątków, to... uzbrójcie się w cierpliwość.

Gdy już połapałam się mniej więcej we wszystkim, co działo się na ekranie, odbiór filmu stał się ciekawszy, choć nie ukrywam, że to dość leniwa produkcja. Gdzieś widziałam tekst, że to dużo chodzenia po pustyni, rozmów o polityce i Zendayi, która wygląda jakby reklamowała perfumy (trochę złośliwe, ale coś w tym jest). Chociaż znajdziemy tutaj bardzo ciekawy rodzaj mocy oraz sceny pojedynków, to... faktem jest, że Diuna przepełniona jest polityką, historią, powiązaniami między ludźmi i to one stanowią najważniejszy element tego filmu. Nie oznacza to jednak, że się nudziłam!

Pojedynki, a także elementy fantastyczne (magiczna zdolność Głosu) były zaprezentowane naprawdę świetnie. Wszystko jest genialnie wizualnie, a każdorazowe użycie wspomnianej zdolności sprawiało, że miałam ciarki. Twórcy naprawdę zadbali o każdy najmniejszy element i kiedy dochodzi do typowej akcji, w której bohaterowie walczą o swoje życie, uwierzcie mi, Diunę ogląda się z zapartym tchem.
diuna recenzja potwór
Ale nie tylko to zapiera dech w piersiach. Diuna to istna uczta dla oka. Oglądanie tego filmu jest po prostu przyjemne. Nawet gdyby nie miał żadnej fabuły, a stanowił zaledwie wycięcie obrazków, na których widzimy pustynną planetę, potężne statki kosmiczne, potwory albo pustynne zwierzątka (gryzoń, któremu można było policzyć wszystkie żyłki na uszach to coś, co zapadnie mi w pamięć na długi, długi czas, jeżeli chodzi o staranność tego filmu), to i tak bardzo dobrze bym się bawiła. I głównie dlatego jest to film, który warto obejrzeć.

Ach, dodam jeszcze, że bywały chwile, gdy miałam bardzo mocne skojarzenia z Gwiezdnymi wojnami, a szczególnie najnowszą trylogią. Czy to źle, czy to dobrze? W sumie nie wiem. Myślę, że jest dość bez znaczenia, chyba, że dla kogoś stanowi to argument, aby właśnie po Diunę sięgnąć.

Nie powiem, aby zainteresowali mnie wszyscy bohaterowie (np. nie mam jakiejś wielkiej chęci na poznanie bohaterki granej przez Zendayę), ale inne osoby oraz pewne ugrupowania mnie zafascynowały. Także na pewno będę czekać na zapowiedzianą już drugą część, ale... może wcześniej sięgnę po książki? Kto wie!

Zbliżając się do końca tej recenzji, stwierdzam, że seans Diuny był bardzo udany. To bardzo dobrze wykonany wizualnie film, który choć jest dość leniwy, nie nudzi. Na pewno obejrzę kontynuację, a tymczasem polecam fanów science-fiction zapoznanie się z tą produkcją.

Komentarze

  1. W bibliotece, codziennie ktoś pyta o Diunę. Sama nie czytała, i raczej nie zamierzam, bo to nie moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się! Jest teraz prawdziwy bum na tę książkę

      Usuń
  2. Książka przede mną, jednak film podszedł mi raczej tak sobie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, ze wizualnie jest to niezwykła produkcja, wszytko zostało przemyślane w najdrobniejszym szczególe. Niestety w stosunku do książki usunięto sporo ważnych informacji, bez których trudno się momentami odnaleźć w tej historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale myślę, że mimo wszystko nakłoni to ludzi do lektury książki!

      Usuń
  4. Książka obecnie cieszy się dużą popularnością, ale ja poczekam, aż ten szum minie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Obejrzę, może zachwycę się obrazami, ale coś czuję, że właśnie będzie ten problem, że mi się nie spodoba, bo się pogubię fabularnie. Mnie na przykład skojarzeniem z Gwiezdymi Wojnami odrzucasz, bo ja kompletnie nie rozumiem tego uniwersum ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, szkoda! Ale myślę, że warto dać szansę temu filmowi, żeby wyrobić sobie opinię :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza