„Dwór srebrnych płomieni‟ część 1 i 2 – Sarah J. Maas [recenzja]

dwór srebrnych płomieni recenzja

Nesta Archeron od zawsze była dumna, wybuchowa i niezbyt skłonna do wybaczania. Odkąd zmuszono ją do wejścia do Kotła i została Fae, walczy o znalezienie własnego miejsca dla siebie w zabójczym i niebezpiecznym świecie. Co gorsza, wojna i wszystko, co w niej straciła, wypaliły w jej duszy niezatarte piętno. Tymczasem zdradzieckie ludzkie królowe, które powróciły na kontynent podczas ostatniej wojny, zawarły nowy niebezpieczny sojusz, zagrażający kruchemu pokojowi, który zapanował w królestwach. Klucz do powstrzymania kolejnej wojny dzierżą wspólnie Nesta i Kasjan. By jednak ocalenie pokoju było możliwe, te dwa żywioły muszą zacząć ze sobą współpracować. Czy będzie to możliwe?

Dwór srebrnych płomieni to książka, która budzi wiele kontrowersji. Przekładanie daty premiery, okładki niedopasowane do poprzednich tomów, podział książki na dwie części, krytyka ceny książek, a także liczba tłumaczy zaangażowanych w proces wypuszczenia książki na polski rynek to rzeczy, które wywołały wiele skrajnych emocji wśród fanów serii Maas. I powiem Wam, że ja sama mam problem z tą książką, bo były momenty bardzo słabe, jak również te totalnie epickie. I tak suma summarum, trudno mi w jednym zdaniu powiedzieć, co myślę. Dobrze więc, że mogę napisać tyle zdań, ile tylko dusza zapragnie.

Zacznijmy od tego, że niezbyt cieszyłam się na tę książkę. Zawsze najbardziej lubiłam Szklany tron z cyklów Maas, ale o ile trylogia Dworów finalnie przypadła mi do gustu, tak nowelka Dwór szronu i blasku gwiazd była dla mnie trudna do zniesienia. Dlatego też obawiałam się przeciągania historii tego świata, tych bohaterów, ale ostatecznie postanowiłam dać Dworowi srebrnych płomieni szansę. No i jakby się nad tym zastanowić, faktycznie są tutaj wątki, które spokojnie można dalej pociągnąć bez poczucia, że wprowadzono je na siłę. Bo nie wiem, jak Wy, ale ja zawsze lubiłam historie, w których pokonanie wielkiego zła nie było ostateczną sceną, a zaledwie preludium do próby odbudowy świata po jego pokonaniu.

Tutaj to dostajemy. Widzimy zranionych ludzi, którzy radzą sobie z ranami i bliznami pozostałymi po wojnie. Przede wszystkim dostrzegamy to w przypadku Nesty, ale z czasem również innych bohaterek, które pojawiają się na kartach Dworu srebrnych płomieni. Dowiadujemy się, jak wojna dotknęła różne osoby oraz jak próbują o siebie na nowo zawalczyć. Nie ukrywam, że żeńska przyjaźń, wsparcie, pokazanie siły kobiet to rzeczy, które najbardziej urzekły mnie w Dworze srebrnych płomieni. To książka, w której pokazano silne, wytrwałe bohaterki. Są one nieidealne, nieuprzejme, wyrywają się z narzuconych im oków i schematów. I to jest naprawdę fenomenalny element tej książki. Głównie ze względu na to bardziej podobała mi się druga część Dworu srebrnych płomieni. W niej jest po prostu tego wszystkiego o wiele więcej.

Bo przyznam, że chwilami zastanawiałam się, czy to dalej taka typowa fantastyka. W tej książce znajduje się mnóstwo scen łóżkowych, rozmyślań i rozmów o podtekście seksualnym. Ze względu na to można się zastanawiać, jaki gatunek jest dominujący. Może fantastyka stanowi raczej tło dla erotyki? Trochę żałuję tej zmiany kierunku przez Maas, ponieważ uważam, że ma naprawdę dobre pomysły na tworzenie historii pełnej walk, intryg, pokonywaniu własnych słabości. I choć tego nie brakuje w Dworze srebrnych płomieni chwilami było przyćmiewane scenami erotycznymi aż za mocno.

Wiele osób nie polubiło Nesty. I w sumie im się nie dziwię, bo to bardzo specyficzna postać. Natomiast nie zgadzam się z zarzutami, że „wszyscy w tej serii mają traumę, a jakoś nie są tak okrutni‟. Cóż... ludzie różnie radzą sobie z doświadczoną traumą, inaczej ją przepracowują oraz stosują odmienne sposoby ochrony siebie wynikające z tejże traumy. Także wiecie... każdy radzi sobie z traumą inaczej. Dla każdego traumą będzie coś innego. Osobiście nie raziło mnie to, że Nesta atakuje każdego, kto się do niej zbliży, że jest okrutna, a także nienawidzi siebie. Dla mnie była to bardzo ciekawa i dobra kreacja postaci. Powiedziałabym, że wręcz odświeżająca na tle pozostałych bohaterów, którzy są mili, dobrzy i uprzejmi (co nie oznacza, że ich nie lubię). Nesta jest po prostu... bardziej od reszty, a dzięki temu dodaje szczypty świeżości do serii.

Kasjana też polubiłam, choć trochę żałuję, że nie zobaczyliśmy więcej jego przeszłości, ale... tyle ile dostaliśmy było całkiem ciekawe. Kasjan gdzieś ukrywa się za niesamowitymi żeńskimi bohaterkami tej książki. Gwyn? Emerie? Obydwie były świetne, odważne, pokonujące własne traumy oraz niesamowicie silne. Jak mogłabym nie polubić takich postaci? Naprawdę liczę, że w następnych tomach również zobaczymy te bohaterki, ponieważ mają ogromny potencjał, którego szkoda byłoby nie wykorzystać.

Nie ukrywam jednak, że moją ulubioną postacią został Dom Wiatru. Pomyślicie sobie teraz „tej to dopiero odbiło‟, ale tak, najbardziej polubiłam dom. To właśnie on wywoływał uśmiech na mojej twarzy i to jego zachowanie najbardziej mnie urzekło. Ba, Maas nawet jemu dodała historii, która była intrygująca i sprawiła, że poczułam miłe drgnięcie serca. (Na marginesie takich podrygów serca i wzruszeń trochę było, choć nie zabrakło też poczucia zażenowania, o którym za chwilę).

Gdzieś w tle przebijają się postacie znane wcześniej: Rhys, Feyra czy Elaina, ale... no, niezbyt mnie oni ciekawili (mimo że historia Księcia i Księżny Dworu Nocy jest BARDZO ważna). Nie dostają za wiele dodatkowej szansy na rozwój, a ich historia w sumie dla mnie nikła. Przypuszczam, że Elaina jeszcze może zabłyszczeć w następnych tomach i naprawdę liczę, że zrobią z nią coś ciekawego, bo póki co jest tak nijaka, że to aż boli (i to nawet w momentach, w których wykazuje się jakąś inicjatywą).

No dobra, ale zostawmy już te biedne postacie i przejdźmy do stylu. Kontrowersje budziło to, że książką zajmuje się aż pięciu tłumaczy. Nie ukrywam, również mnie to nieco zaniepokoiło. Tym bardziej, że widziałam wśród innych blogerów porównania z oryginałem, które były raczej na niekorzyść polskiej wersji językowej. Czytając, nie zwróciłam na nie uwagi, ale... w kilku miejscach odczułam zażenowanie. Winię tu raczej Maas, ponieważ chwilami opisy, które prezentowała były po prostu słabe, no... żenujące właśnie. Krzywiłam się również, ilekroć widziałam słowo „samiec‟, choć niby potrafiłam zrozumieć, skąd wzięło się jego użycie. Tak więc o ile ogółem styl był całkiem w porządku, tak zdarzały się momenty, w których wywracałam oczami, widząc beznadziejność opisów...

Dwór srebrnych płomieni to książka, która budzi we mnie skrajne odczucia. Z jednej strony pełna wywołujących emocje scen, od których trudno było mi się oderwać (pół piątku marzyłam o tym, aby wrócić do lektury). Z drugiej zaś trudno było mi się w nią wgryźć, a chwilami odczuwałam zażenowanie. Mimo to bardzo polubiłam Nestę oraz chciałabym wiedzieć, jak potoczą się dalsze losy tych bohaterów. Może podchodzę już do Dworów z mniejszym entuzjazmem niż kiedyś, ale dalej odnajduję w twórczości Maase coś, co potrafi mnie urzec, dlatego koniec końców jestem zadowolona z tej lektury.

W PIGUŁCE:
| fantastyka | high fantasy | fae | walka | romans | silne bohaterki | magia | magiczne istoty | inne książki autorki |
dwór srebrnych płomieni cytat
Za egzemplarz dziękuję:
Nie bądź ukwiał, polajkuj Kulturalną meduzę na Facebooku!

Komentarze

  1. Moja przyjaciółka lubi fantastykę, więc pokażę jej Twoją recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię tę serię, ale polityka wydawnictwa, żeby ten tom wydać w dwóch częściach, dosyć skutecznie zniechęciła mnie do zakupu książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I z tego co wiem - nie tylko Ciebie :/ Wiem jednak, że ebook dostępny jest w całości!

      Usuń
  3. Jestem twarda i powiedziałam sobie, że przeczytam to w kolejności, bo nie wiem, jak się mają wydarzenia z Dworów do Szklanego Tronu, czy nie walnę sobie jakiegoś okropnego spoilera (ostatnio odkryłam, że książki Clare to jedno wielkie uniwersum i przeżywam żałobę). Tylko utknęłam na opowiadaniach ze Szklanego Tronu i od chyba czterech miesięcy za cholerę nie potrafię ruszyć dalej, a mam straszną ochotę na kolejny tom ><

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak - na ten moment te powiązania są niezbyt znaczące. Bardziej to jest wciąż w sferze gdybania przez czytelników i chyba jednej sceny potwierdzającej cokolwiek na 100%. To nie jest Sanderson, gdzie nieznajomość jednej książki mocno szkodzi! :D
      Warto jednak te opowiadania przeczytać, bo ich fabuła ma znaczenie dla następnych książek ze "Szklanego tronu".

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza