„Dwie karty‟ - Agnieszka Hałas [recenzja]


Srebrni magowie bezlitośnie ścigają wyznawców czarnej magii, uznanej za skażoną. Demony z Otchłani przybierają ludzką postać i przenikają do świata śmiertelników... W Shan Vaola nad Zatoką Snów pojawia się na wpół obłąkany człowiek z twarzą pociętą bliznami, który pamięta jedyne urywki ze swej przeszłości. W tunelach podziemnego świata żywiołaków i chowańców, ifrytów i homunkulusów, żebraków i przestępców, stopniowo odkrywa swoje magiczne talenty.

Zanim rozpoczęłam lekturę Dwóch kart zewsząd docierały do mnie niezwykle pozytywne opinie na temat tej książki. Większość czytelników prezentowała szerokie spektrum ochów i achów, a ja pozwoliłam się im przekonać i delikatnie zasugerowałam przyjaciółce, żeby nie głowiła się dalej nad prezentem urodzinowym dla mnie, gdyż oto spieszę jej z pomocą. W ten sposób powieść Agnieszki Hałas trafiła w moje ręce, pośrednio sprawiając, że mogłam dołączyć do zachwycających się odbiorców. Przynajmniej jeżeli patrzeć na całą sprawę czysto teoretycznie.

Z początku byłam dość pozytywnie nastawiona i zaciekawiona światem zbudowanym przez Hałas, poczułam, że to może być wartościowa książka, której kontynuacje chętnie zakupię. Jednak w pewnym momencie wydarzyło się coś niedobrego. Zaczęłam się nudzić. I to w sumie dość szybko poczułam, że nie jestem przekonana do fabularnych aspektów tej książki. To przykre uczucie bezsensu towarzyszyło mi przez następne strony prawie do samego końca.

Kiedyś słyszałam, że dobrze zbudowana powieść ma jasno wyznaczony cel, do którego bohaterowie dążą, a ich próba osiągnięcia tego jest obudowana dodatkowymi historiami. W przypadku Władcy pierścieni celem jest zniszczenie jedynego pierścienia, ale przez trzy tomy widzimy poboczne historie, które porwały miliony czytelników na całym świecie. Z kolei w przypadku powieści Hałas bardzo długo nie potrafiłam znaleźć tego celu. Zastanawiałam się, jaki właściwie jest sens tej powieści? Co chce ona osiągnąć? I w sumie się nie dowiedziałam.

Mam wrażenie, że pierwszy tom to zaledwie preludium, wprowadzenie do, bądź co bądź, niezwykle ciekawie zbudowanego świata, który stanowi największą zaletę Dwóch kart. System magii tam funkcjonujący, oryginale rasy oraz interesujący system istnienia świata ludzi i demonów przykuwa uwagę i sprawia, że chciałam wiedzieć więcej na ten temat. Można się jednak zastanawiać, czy jest to wystarczające, aby nadrobić linię fabularną?

Fabułę potraktowałabym jako luźne przygody głównego bohatera, który w sumie sam nie pamięta, dlaczego istnieje. Jego życie toczy obok spisku demonów oraz obok srebrnych magów, którzy rządzą całą społecznością. W stosunkowo nudnej powieści pojawiają się pewne piki, które przykuwały moją uwagę i na chwilę sprawiały, że z ogromną chęcią czytałam kolejne strony. Niestety były one nieliczne. Na szczęście jeden miał miejsce na sam koniec i dzięki temu sięgnę po kontynuację.

Zaskoczeni? Cóż, sama się sobie dziwię, biorąc pod uwagę mieszane uczucia, które żywię wobec tej książki. Chcę wierzyć, że pierwszy tom stanowi wprowadzenie do historii, która w drugim tomie nabierze tempa i sprawi, że dołączę do grona blogerów, których recenzje skłoniły mnie do lektury. Jednak póki co nie jestem w stanie wam polecić ani odradzić tej książki. Myślę, że po drugim tomie (który trafi w moje ręce już wkrótce) będę w stanie lepiej ocenić tę serię.

Komentarze

  1. Może będzie jak z Summoner? Kojarzę, że też pierwszy tom aż tak cię nie zachwycił, a potem drugi chwaliłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, kto wie! Drugi tom już stoi na półce, więc pewnie wkrótce się przekonam :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza