„Wieża świtu‟ – Sarah J. Maas [recenzja]



Chaol Westfall i Nesryn Faliq wyruszają w podróż do starego i pięknego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej ma nadzieję, że któraś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme przywróci mu władzę w nogach. Uleczenie to jednak tylko część planu. Oto na tronie zasiada wszechpotężny kagan, którego Chaol ma za zadanie nakłonić do wzięcia udziału w wojnie.

Zacznijmy od zaprezentowania dwóch prawd: uwielbiałam Szklany tron jeszcze zanim Maas zdobyła w Polsce tak wielką sławę, jaką cieszy się teraz. I podobnie jak wielu czytelników: w pewnym momencie znielubiłam Chaola Westfalla. Dlatego, gdy usłyszałam, że zostanie mu poświęcony cały tom (i to nie taki krótki, bo liczący sobie 850 stron), nieco się wystraszyłam. Wystraszyłam się, że seria do której – bądź co bądź – mam spory sentyment straci w moich oczach. Czy tak się stało?

Chaol i Nesryn przybywają do Antici w dwojakim celu: po pierwsze mają za zadanie zjednać sobie tamtejszego władcę i przekonać go do dołączenia do wojny z Erawanem; po drugie mają się skontaktować z mieszkającymi tam uzdrowicielkami oraz z ich pomocą uzdrowić Chaola. Niestety sprawa nie jest taka prosta, ponieważ w momencie, w którym przedstawiciele Adarlanu przybywają do Antici, panuje tam żałoba, co znacząco utrudnia zawarcie sojuszu. A jak się ma druga sprawa? Cóż, niewiele lepiej, ponieważ wyznaczona do zadania Yrene (poznana w nowelce Zabójczyni i uzdrowicielka) nieszczególnie przepada za Adarlanem.

Przez pierwszą połowę książki zastanawiałam się, czy ta część jest nam tak naprawdę potrzebna. Historia toczy się równolegle do wydarzeń z Imperium burz, a więc co jakiś czas pojawiają się informacje o Aelin. Jednak oprócz tego, główna bohaterka praktycznie nie istnieje. Historia w całości skupia się na Chaolu, Nesryn oraz Yrene. Ze względu na to zastanawiałam się: czy naprawdę potrzebuję te 850 stron?

Okazuje się, że tak. Książki Maas z zasady czyta mi się szybko ze względu na lekki styl autorki. Dlatego mimo że z początku historia nie przedstawiała niczego ekscytującego, to i tak przeszłam przez nią dość szybko. O wiele ciekawiej zaczyna być w drugiej połowie, kiedy to wydarzenia mające miejsce w Antice okazują się mieć znaczenie dla wielkiej wojny, która toczona będzie w Kingdom of Ashes. Drobne intrygi, odkrywane tajemnice oraz walki wciągają czytelnika i kilka razy można pomyśleć: wow, no to się porobiło.

W związku z tym muszę przyznać, że historia mnie wciągnęła. Uwielbiam nadworne intrygi i tajemnice, a tych tutaj nie brakuje. Doceniam nawet to, że Maas wodzi czytelnika za nos, podrzucając mu kolejne skrawki informacji, które będą miały znaczenie w finałowym tomie serii. Co więcej uśmiechałam się, widząc nawiązania do prequelu Szklanego tronu.

A jak ma się sprawa z bohaterami? We wcześniejszych tomach uważałam Nesryn za całkowicie wypraną z osobowości postać, która niby jest, ale nie ma większego znaczenia. W tym tomie szczerze ją polubiłam – jest utalentowaną, silną i odważną bohaterką, której historia najbardziej ciekawiła mnie przez całą książkę. Z niecierpliwością czekam na rozwinięcie jej wątku! Nie inaczej jest w przypadku Yrene, która również zabłysnęła swoim uporem oraz inteligencją. Polubiłam także poboczne postacie książąt oraz księżniczek zamieszkujących Anticę. Muszę przyznać, że ten tom zaprezentował szereg fajnych i ciekawie zbudowanych postaci. Jednak wiem, co jest tutaj najważniejsze: Chaol.

Chaol w tym tomie zyskuje. Może dalej nie wpisuję go w poczet moich ulubionych postaci, jednak nie uważam go za tak beznadziejną postać, jak wcześniej. Faktycznie, zdarzały się momenty, gdy mnie irytował, ale czytanie książki z jego perspektywy wcale mi nie przeszkadzało. Mam nadzieję, że ta sytuacja się nie zmieni albo wręcz zmieni na lepsze!

Nie sposób nie podkreślić tutaj elementu, na który zwróciłam uwagę już w poprzednim tomie. Maas ma tendencję do swatania wszystkich, sprawiania, aby każdy znalazł swoją wielką miłość. To z jednej strony urocze, a z drugiej może niektórych denerwować. Mnie zaczyna to po prostu nieco bawić – nauczyłam się akceptować, że autorka ma takie zapędy, chociaż chciałabym, aby znalazła się jedna postać, której życie miłosne nie będzie aż tak oczywiste.

Podsumowując, spodziewałam się, że ten tom będzie kiepski, jednak okazał się utrzymywać poziom wcześniejszych tomów. Wiele elementów było dla mnie emocjonujących, polubiłam bohaterów, a historię śledziłam z ciekawością. Dlatego informacja dla każdego, kto zadawał sobie pytanie: czy mogę odpuścić sobie Wieżę świtu? Odpowiedź brzmi: zdecydowanie nie, bo można na tym stracić.


Za egzemplarz dziękuję

Komentarze

  1. Niestety nie czytałam nic pióra tej autorki ale pewnie nadrobię przy najbliżsszej okazji. Ja lubię jak każdy bohater jest szczęśliwy i znajduje swoją drugą połówkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja ogólnie też wolę książki, w których jest happy ending, ale u Maas może to stać się w pewnym momencie nieco irytujące. Nie zmienia to jednak faktu, że serię "Szklanego tronu" zdecydowanie polecam!

      Usuń
  2. A więc jednak - trzeba przeczytać >< Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek jeszcze będę pałała sympatią do Chaola-wrednego-drania-i-dupka.
    Mimo to Wieża świtu na mojej liście do przeczytania i nie pozostanie nam nic innego jak czekać rok na finałowy tom :3
    To, że wszystkich paringuje przestaje mnie bawić... Mam nadzieję, że nie robi podobnie w Dworach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może zmienisz zdanie - kto wie. I tak, powinnaś przeczytać.
      A co do "Dworów" - myślę, że tak będzie.

      Usuń
  3. Muszę w końcu ruszyć dalej z tym cyklem, skończyłam na czwartym tomie, a dużo dobrego naczytałam się już o następnych częściach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie powinnaś kontynuować tę serię! :D

      Usuń
  4. Ja przeczytałam dwa tomy tej serii i chyba jednak nie jest dla mnie. Może kiedyś do niej wrócę, ale na razie robię sobie przerwę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maas ma ogromny fandom, ale również znajdzie się liczne grono osób, które za nią nie przepadają - to naturalne, może zwyczajnie wpisujesz się w tę drugą grupę. Niemniej na Twoim miejscu dałabym szansę 3 tomowi - to mój ulubiony.

      Usuń
  5. Meh, przez Dwory mam ochotę dać drugą szansę Szklanemu Tronowi przez Wieżę Świtu, ale boję się, że znowu się zawiodę właśnie przez to swatanie. Poza tym po Imperium Burz została tylko jedną postać, którą naprawdę lubię i jej kibicuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że skoro dotarłaś już do Imperium Burz, to aż szkoda odpuszczać na dwa tomy przed końcem. Nie namawiam, ale może warto spróbować - a nóż okaże się lepsze niż sądzisz :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza