Reread „Szklanego tronu‟ – wrażenia po latach

szklany tron reread
Niedawno moja przyjaciółka kupiła kilka tomów Szklanego tronu. Wiązało się to z moim spamem w postaci fanartów oraz ochów i achów dotyczących tej serii. Tak bardzo wkręciłam się w namawianie przyjaciółki do lektury Szklanego tronu, że aż sama siebie przekonałam do rereadu... 

Pierwotnie planowałam sięgnąć tylko po pierwszy tom. Wiecie, odświeżyć sobie początki Zabójczyni Adarlanu. Potem pomyślałam, że dobra, przejdę przez prequele oraz Koronę w mroku, a potem przeczytam jeszcze mój ulubiony tom, czyli Dziedzictwo ognia. Na tym planowałam skończyć, ale zapomniałam, że w trzecim tomie pojawia się tak wiele ukochanych przeze mnie postaci, więc... nie mogłam już przerwać.

I jak tak przeczytałam całość raz jeszcze (choć bez Wieży świtu – co za dużo Chaola, to niezdrowo), wróciły wspomnienia, emocje oraz przemyślenia, którymi muszę się z Wami podzielić.
szklany tron dziedzictwo ognia

Książkowa podróż przez lata


Uznaję to trochę za rzecz do pochwalenia się, bo Szklany tron przeczytałam miesiąc po jego polskiej premierze (a zatem hipstersko, bo zanim było to modne). Był 2013 rok, lato, skończyłam pierwszą klasę liceum i moja ciocia w ramach prezentu postanowiła kupić mi książkę. Poprosiłam ją o Szklany tron, jeszcze nie wiedząc, że pokocham ten cykl całym serduchem.

Koronę w mroku czytałam w trakcie wakacji 2014 roku na wyjeździe w rodzinne strony z wypiekami na twarzy. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej towarzyszyły mi aż takie emocje w trakcie lektury jakiejkolwiek książki. Nie mogłam się oderwać, przeżywałam wydarzenia, płakałam oraz wzdychałam nad losami bohaterów. A na sam koniec przeżyłam ogromny szok, bo jeszcze wtedy nikt nie wiedział, kto to Aelin.

Prequele, czyli Zabójczynię, mam na regale w czterech tomikach, bo tak wyglądało ich pierwsze wydanie (przeżywałam zatem frustrację, gdy w pewnym momencie wydano je w jednej książce za połowę ceny zapłaconej przeze mnie wcześniej). Jeden z nich czytałam, siedząc na schodach lokalnej redakcji, w której robiłam praktyki w trakcie jednego lata w liceum. Pamiętam, że to był moment w moim życiu, kiedy fraza Nie będę się bać była mi niezwykle potrzebna. Sprawiła, że łatwiej było mi z niektórymi rzeczami sobie poradzić i została ze mną do dzisiaj.

Na każdy kolejny tom wyczekiwałam w napięciu, chcąc wiedzieć, co wydarzy się dalej. Tworzyłam teorie, przeglądałam fanarty, dyskutowałam z przyjaciółką o bohaterach. No i przyszedł 2017 rok. To wtedy, dzięki szczęśliwemu splotowi zdarzeń, rozpoczęłam współpracę z wydawnictwami książkowymi! Pierwszym egzemplarzem recenzenckim, jaki wpadł w moje ręce, było właśnie Imperium burz Maas.

Królestwo popiołów czytałam wiosną 2019 roku. Pochłonęłam je w jeden dzień. Szklany tron towarzyszył mi zatem od wakacji po pierwszej klasie liceum aż do początku drugiego semestru studiów magisterskich. Przez prawie 6 lat życia bohaterowie tego cyklu byli ze mną, rozmyślałam o wydarzeniach przedstawionych w książce, z historią tą wiązało się wiele wspomnień oraz sytuacji w życiu osobistym. Także... możecie sobie wyobrazić, że dość mocno przeżyłam zakończenie.
szklany tron twarda oprawa

„I have no memory of this place...‟


Rozpoczynając reread Szklanego tronu, moją główną obawą było to, że się znudzę. Wiecie, skoro już to czytałam, to raczej wszystko pamiętam, prawda? Cóż... okazało się (i to nie pierwszy raz!), że moja pamięć jest jednak beznadziejna. Bo chociaż pamiętałam kluczowe wydarzenia, pewne mniejsze elementy całkowicie wyparłam z umysłu. Dzięki temu Maas udało się mnie zaskoczyć po raz drugi! 

A poza tym... miło było to wszystko przeczytać ciągiem. Książki ze Szklanego tronu zazwyczaj czytałam w maksymalnie tydzień, a zazwyczaj w jeden lub dwa dni. Następnie czekałam rok na premierę kolejnego tomu. Ze względu na to szczegóły zacierały mi się w głowie. Teraz widziałam więcej powiązań między poszczególnymi częściami niż wcześniej. Uniknęłam także zdezorientowania pod postacią „a kto to w ogóle jest?‟, ponieważ czytałam o danym bohaterze tydzień wcześniej, a nie rok temu.

Przyznaję też, że miło było wyłapać pewne zasugerowane fakty, które wcześniej zignorowałam. Teraz, wiedząc, jak akcja potoczy się w dalszych tomach, podłapałam elementy, które Maas sprytnie przemyciła do fabuły. I to właśnie ten element dostarczył mi największej rozrywki.
zabójczyni szklany tron

I'm not crying. You are crying


Myślałam sobie, że skoro czytam ten cykl drugi raz i wiem, czego się spodziewać, nie będę się emocjonować zwrotami akcji, płakać na smutnych scenach czy uśmiechać jak głupia na tych romantycznych. Cóż, okazało się, że mimo wszystko siedziałam zapłakana, denerwowałam się na zachowania bohaterów oraz w napięciu śledziłam ich losy. Przyznaję, że Maas jest jedną z nielicznych autorek, która zawsze wywołuje we mnie tak wiele emocji na raz i zarazem tak skrajnych.

Nawet gdy miałam świadomość, że za chwilę wydarzy się coś naprawdę bolesnego, że już to czytałam i mogę się na to przygotować, łzy spływały mi po policzkach, a litery zamazywały przed oczami. Miotałam się po pokoju, kiedy bohaterowie znajdowali się w trudnych sytuacjach, mimo świadomości, że z nich wyjdą.

Zresztą te same odczucia towarzyszyły mi względem bohaterów. Myślałam, że coś się zmieni, ale... nie. Wciąż niektórzy bohaterowie (głównie Chaol, a i przez pewien czas Aedion) denerwowali mnie w odpowiednich momentach. Wciąż uwielbiałam Aelin, Doriana, Manon, Lysandrę oraz wielu innych. Nic się nie zmieniło w kontekście moich shipów. Sceny z nimi wciąż mnie rozczulały, a sympatia nie zniknęła.
królestwo popiołów maas

Szklany tron – wrażenia po latach


Choć trochę się go obawiałam, sięgając po pierwszy tom, to był bardzo udany powrót. Miło było przeczytać cały cykl w krótkim czasie, zamiast czekać na kontynuację rok. Miło było wrócić do tych bohaterów oraz odświeżyć sobie ich historie. Wróciły do mnie miłe wspomnienia związane z tym cyklem i przypomniałam sobie wszystkie powody, dla których go uwielbiam i dla których na pewno zostanie mi bliski bardzo, bardzo długo.

Krótko mówiąc: cieszę się, że moja przyjaciółka postanowiła sięgnąć po ten cykl, bo dzięki temu i ja zdecydowałam się go sobie odświeżyć. A ta przygoda była o tyle miła, że chyba znowu zacznę wszystkim polecać Szklany tron...

Robicie czasem reready ulubionych serii? Dajcie znać w komentarzach!

Komentarze

  1. Ja praktycznie nie wracam do już przeczytanych ksiazek

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdarza mi się wracać do książek, do niektórych wielokrotnie, do innych raz-dwa razy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem wracam do niektórych książek, zazwyczaj do ulubionej klasyki. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzadko wracam do przeczytanych książek. Chociaż mam swoją ukochaną serię, którą czytam po raz drugi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja do niedawna byłam typem, który nie robi rereadów. Owszem, kiedyś tam dawno temu wracałam do ulubionych bajek i historii o zwierzakach. Potem stwierdziłam, że szkoda mi czasu na wracanie do starych historii, skoro nowych jest tak wiele! Teraz, gdy czytam więcej niż kiedykolwiek w swoim życiu taki utwierdzam się w przekonaniu, że taki komfort w postaci ukochanych postaci i wątków jest na wagę złota (dla mnie to chociaż Wampiraci czy Artemis Fowl) i oddałabym wiele, żeby jeszcze raz przeczytać ukochane historie! Szkoda, że wielu z nich nie mam na półce (trzeba było kolekcjonować!), ebooków nie ma, a papierowe wydania są niedostępne :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, bardzo mi przykro, że te niektóre comfort books są niedostępne :( Mam nadzieję, że uda Ci się na nie trafić albo doczekasz się wznowień. Mi reready przynoszą dokładnie to, o czym piszesz - relaks dzięki znajomości tych bohaterów i wydarzeń.

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza