Thor: Miłość i grom [recenzja bezspoilerowa]

thor miłość i grom recenzja
Gorr zabójca bogów pragnie pozbyć się wszystkich bóstw. Na jego drodze stają mu Thor, Walkiria, Korg oraz Jane Foster.

Zacznijmy prosto z mostu: nowy Thor bywa kiczowaty. Jednakże ta kiczowatość jest w stu procentach przemyślana przez reżysera, Taikę Waititiego. W przypadku innego reżysera mogłabym uznać, że niektóre sceny są głupie. Natomiast tutaj wszystko razem współgrało, a absurd był naprawdę satysfakcjonujący. Co więcej, dzięki niemu nie raz się śmiałam. W filmie znajduje się tyle wywołujących rozbawienie smaczków, drobnych scen, które doprowadzały do śmiechu, że trudno je wszystkie wymienić. Rozmawiając po seansie z przyjaciółką, wciąż przypominały mi się kolejne wydarzenia, które mnie rozbawiły.

Mimo że ten film jest bardzo kolorowy, bardzo absurdalny, to w odpowiednich momentach potrafi zachować powagę. Choć zdarzają się sceny, na których płakałam ze śmiechu, to były też takie, na których płakałam ze wzruszenia. Tak, przygody Thora po raz kolejny sprawiły, że było mi smutno. Co dokładnie się wydarzyło? O tym będziecie musieli przekonać się sami, oglądając Thora: Miłość i grom.

Przygody bohaterów bywają ekscytujące, dramatyczne i śmieszne. Historia angażuje i sprawia, że śledzi się ją z zapartym tchem. Muszę jednak przyznać, że na samym początku wszystko wydawało się wrzucone zbyt szybko. Aby zrozumieć fabułę, trzeba było zarzucić widza mnóstwem informacji, ale bez zbędnego przeciągania filmu. To doprowadziło do powstania pośpiechu, który odbieram jako największą wadę produkcji. Zarazem musicie wiedzieć, że uczucie to towarzyszyło mi tylko na początku filmu, więc... to wada, o której łatwo zapomnieć.
thor miłość i grom
Źr. Motion Pictures Association.
Odbiór fabuły ułatwia świetna zabawa kolorami i pewne niespodziewane twisty w tym zakresie. Zresztą równie pozytywnie na seans wpływał dobór ścieżki dźwiękowej. Soundtrack był doskonały, ekscytujący oraz chwilami: naprawdę zabawny (tak, muzyka również potrafi w tym filmie rozbawić). Niektórych hitów nie spodziewałam się usłyszeć w tym filmie, ale cudownie dopełniały całości odbioru.

Największą zaletą tego filmu jest Jane. Kiedy zobaczyłam ją w zwiastunie po raz pierwszy, zastanawiałam się, jak wytłumaczą jej uzyskanie mocy. Głowiłam się, czy jej powrót będzie miał sens. Ku mojemu zaskoczeniu – wszystko było spójne, logiczne i tworzyło ciekawą całość. Co najważniejsze, w końcu polubiłam Jane! Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że wcześniej za nią nie przepadałam. Była mi po prostu obojętna, bo Thor i Thor: Mroczny świat nie pozwoliły jej pokazać pełnego potencjału. Za to w Miłości i gromie Jane bryluje.

Równie pozytywnie odbieram jej relację z Thorem, która wcześniej była, no, nijaka. Ich rozmowy, wspominki z okresu związku sprawiają, że widzowi łatwiej jest ich rozumieć. Czy to oznacza, że mamy tutaj romantyczny melodramat? Zdecydowanie nie! Najciekawsze jest to, że choć sceny te były nieliczne, stworzyły pełniejszy obraz ich relacji niż Thor i Thor: Mroczny świat razem wzięte...
jane foster thor
Źr. Roteiro.
Sam Thor znowu przyjmuje rolę osoby, która robi dobrą minę do złej gry. Trochę żałuję od czasów Avengers: Koniec gry, że niektóre jego osobiste dramaty zostały potraktowane po macoszemu. Były jednak chwile w tym filmie, gdy myślałam sobie, że Thor stanowi ciekawą reprezentację osób, które przechodzą przez tragedię z uśmiechem, choć w środku naprawdę czują się fatalnie. Mimo to trochę żałuję, że nigdy nie zdecydowano się zgłębić jego emocji.

Miejsce na ekranie dostają również drugoplanowe postacie, jak Walkiria czy Korg. Poznajemy ich trochę lepiej (a szczególnie tego drugiego!), ale wciąż czuję, że niewystarczająco. Nieustająco czekam aż Walkiria dostanie więcej czasu ekranowego, ponieważ bardzo chciałabym zobaczyć więcej jej przygód i osobistych rozterek. To postać z ogromnym potencjałem, więc mam nadzieję na jej dalszy rozwój w przyszłości.

Podsumowując, Thor: Miłość i grom to przezabawny, kolorowy film ze świetnie dobrą ścieżką dźwiękową. Choć chwilami kiczowaty, wszystko do siebie pasuje, a absurd balansują poważne, bolesne sceny. Finalnie wychodzi z tego produkcja, którą po prostu trzeba obejrzeć!

Komentarze

  1. W sumie po poprzedniej części właśnie tego się spodziewałam, więc cieszę się, że się nie rozczaruję :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza