„W mocy wichru‟ – Agnieszka Hałas [recenzja]



Marshia Lavalle przez lata służyła Otchłani, a teraz musi zapłacić za to wysoką cenę. Krzyczący w Ciemności jeszcze nie wie, że przypomnieli sobie o nim wrogowie z poprzedniego życia. Anavri musi nauczyć się posługiwać darem, którego nienawidzi. A w jednym z miast nad Zatoką Snów grasuje morderca. Co łączy tragedię, jaka rozegrała się przed laty w mieście ogarniętym zarazą z człowiekiem w stroju błazna, który zabija kobiety lekkich obyczajów? I czy można wygrać z nieubłaganą logiką mówiącą, że w życiu czarnego maga każda więź prędzej czy później musi zostać zerwana?

Po lekturze pierwszego tomu czepiałam się chaosu, który panował w Dwóch kartach. W kontynuacji był on już zdecydowanie mniejszy, z kolei w trzecim tomie wszystko jest spójne, logiczne i sensowne. Mam trzy teorie, które mogą to wyjaśniać: 1. Każdy kolejny tom jest coraz bardziej przemyślany, coraz lepszy ze względu na rosnące doświadczenie; 2. Przyzwyczaiłam się do stylu autorki; 3. Chaos jest niejakim odzwierciedleniem stanu głównego bohatera, który z każdym kolejnym tomem dowiaduje się o sobie coraz więcej, co skutkuje tym, że jego świat staje się bardziej poukładany. I niezależnie od tego, co jest powodem: cieszy mnie, że świat Krzyczącego w Ciemności jest coraz spójniejszy.

Dzięki temu linia fabularna stała się ciekawsza. Jasne, dalej zostaje zachowana forma pokazywania poszczególnych sytuacji oczami bohaterów, którzy wydają się z początku nie mieć ze sobą nic wspólnego. Aczkolwiek teraz wiem, że dane fragmenty na pewno zostaną ze sobą związane w pewnym momencie, wystarczy tylko chwilę poczekać.

Największą zagadką tego cyklu było życie Krzyczącego w Ciemności. Poprzednie tomy podrzucały nam drobne strzępy jego historii, jednak dopiero teraz poznajemy pełny obraz tego, kim jest ten tajemniczy mężczyzna. Długo czekałam, aby się dowiedzieć, co mu się stało i gdy w końcu poznałam tę tajemnicę, poczułam się usatysfakcjonowana. Choć też trochę smutna, ale cóż: taki już charakter istnienia głównego bohatera. (Poza tym cieszmy się, że książka wzbudza emocje)

Akcja trzyma w napięciu, niektóre wydarzenia sprawiły, że z walącym sercem przewracałam kolejne strony. I chociaż bliżej końca akcja nieco zwalnia, trochę się rozleniwia, to dalej byłam z tego zadowolona. Był to niedługi fragment, który musiał się pojawić, aby podsumować zaistniałe wątki. To, że czytało się go nieco wolniej – taki już urok podsumowań.

W trakcie lektury W mocy wichru uświadomiłam sobie, jak bardzo przywiązałam się do niektórych postaci. Większość z nich pojawiła się najpierw epizodycznie, a dopiero z czasem zagościła na stałe w życiu Krzyczącego w Ciemności. I gdy te postacie rozgościły się na dobre, pokazując się od swoich gorszych i lepszych stron, to szczerze je polubiłam. Nikt nie jest tam idealny, ma swoje za uszami i przez to jeszcze bardziej przypadli mi do gustu. Bo w końcu, kto lubi idealne postacie? Na pewno nie ja! W każdym razie: na tyle przywiązałam się do bohaterów Teatru węży, że jestem niezwykle ciekawa, jak potoczą się ich dalsze losy.

Przy recenzji nie mogę zapomnieć o świecie Zmroczy, który poznajemy coraz dokładniej. Dowiadujemy się więcej na temat systemu magii, historii pierwszych magów oraz ichnich bogów. Świat demonów staje się jeszcze bardziej namacalny, a panujące tam intrygi przenikają do świata ludzi. Z kolei istnienie Srebrnych i Czarnych magów zmusza czytelnika do refleksji, co tak naprawdę oznacza bycie złym.

Książkę, mimo że została poczyniona na sześćset stron, czyta się szybko. Na tyle, że udało mi się ją pochłonąć w trakcie dwóch posiedzeń. Szybkiemu tempu czytania tej powieści sprzyja styl autorki, który jest przyjemny i lekki. Mogłoby się wydawać, że będzie inaczej skoro mamy do czynienia z dark fantasy, jednak nie bójcie się, nie znajdziecie tutaj karkołomnych zdań i niemożliwych do przeczytania słów, które sprawią, że zwątpicie w swoje zdolności językowe.

Słodko-gorzkie zakończenie tomu sprawiło, że zaczęłam szukać informacji na temat kontynuacji, która (jak mam nadzieję) powstanie w najbliższym czasie. Bądź co bądź świat Zmroczy zaintrygował mnie i z ciekawością będę wypatrywać informacji o kontynuacji. A tym, którzy jeszcze nie zapoznali się z cyklem: po tym, jak zdobyłam szerszy obraz Teatru węży, to pozostaje mi tylko zachęcić do czytania i ostrzec, aby nie zrażać się pierwszym tomem.


Za egzemplarz dziękuję

Komentarze

  1. Nie znam, ale nie czuję, żebym się skusiła na tę pozycję :)
    Pozdrawiam,
    Subiektywne Recenzje

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Copyright © Kulturalna meduza